Koko, koko! Było Euro, nie jest spoko!

Kiedy w wyszukiwarce google wpisuje się hasło „skutki Euro 2012” wyskakują linki do tekstów, analiz pisanych na długo lub tuż przed mistrzostwami. Tych opisujących sytuację po jest niewiele, pisane językiem propagandy ówczesnej władzy (PO-PSL). Nawet po wyborach parlamentarnych jesienią 2015 roku pojawiały się tu i ówdzie pochwalne analizy Euro 2012. Prawicowi dziennikarze tak chętnie mówiący o winie Tuska i jego partii w temacie Euro nabrali wody w usta. Ponad dwa lata po piłkarskiej ekstazie w polsce i na ukrainie można było przeczytać na stronie Dziennika.pl w artykule z dnia 4.08.2014, autorstwa Sylwii Czubowskiej, który zaczyna się tak: „Najbardziej pokochali Polskę Irlandczycy, którzy w Poznaniu latem 2012 r. odśpiewywali pewnej policjantce wyznanie „We love you”. W porównaniu z latami sprzed mistrzostw w 2012 r. przyjechało ich do nas aż o ponad jedną czwartą więcej. Co ważne, wzrost odnotowano nawet w porównaniu z rokiem, w którym odbywały się mistrzostwa Europy”. Tekst był pisany ponad rok przed przegranymi przez koalicję PO-PSL wyborami. Inaczej sytuację widzieli hotelarze czy sprzedawcy pamiątek z miast, gdzie polska część Euro 2012 się odbywała. Zresztą nie sprawdziły się inne prognozy dotyczące, co mistrzostwa miały przynieść budżetowi państwa oraz polskim obywatelom. Po dekadzie od tego wydarzenia widać skutki jakie Euro nie przyniosło. Nie ma więcej turystów niż było przed 2012 rokiem. Kolei ulega modernizacji od lat, ale w tempie ślimaczym, dominuje transport samochodowy nad publicznym. Pamiętać należy, że infrastruktura drogowa stała się dla PO i PSL celem rozwoju kraju, o kolei nikt nie chciał pamiętać. Nie można zapominać jaką cenę zapłacili za to mieszkańcy miast organizatorów: Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia, ale nie tylko oni. Drenaż publicznych pieniędzy do prywatnych kieszeni działaczy UEFA oraz korporacji będących sponsorami imprezy przyniósł szkody dla usług publicznych. Zaczęto likwidację szkół, szkolnych stołówek, bibliotek czy domów kultury. Same „Orliki” – sztandarowy projekt sportowy rządu Donalda Tuska nie zatrzymały procesu pogłębiania się nierówności społecznych. Dzieciom z uboższych rodzin nie zaczęły rosnąć skrzydła od istnienia „Orlików”. Budowa stadionów na mistrzostwa, modernizacji kilku dworców kolejowych także nie poprawiło standardu życia społeczeństwa. Owszem, przygotowania na Euro poprawiły nieco krajobraz przestrzenny wokół zapuszczonych latami miejsc jak np. okolice i sam kolejowy Dworzec Główny we Wrocławiu czy Katowicach, Warszawa Wschodnia, okolice dawnego Stadionu Dziesięciolecia i stacji Warszawa Stadion. Jednak wszystkie prace przy infrastrukturze, która miała być gotowa na czerwcowe wydarzenie z przed dekady wówczas stanęły w miejscu lub były opóźnione. Wiązało się to najczęściej z kapitalistycznym podejściem minimalizacji strat i maksymalizacji zysków przez firmy budowlane. Podwykonawca (najczęściej małe firmy) został na lodzie, bezpośredni wykonawca autostrady lub jej odcinka zwinął manele i na koniec nie zapłacił. Robotnicy zostali bez ostatniej wypłaty i z perspektywą braków środków do życia. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Nadal prywatni wykonawcy zlecają mniejszym firmom wykonanie prac w terenie, a potem nie płacą i znikają z kapitałem do siebie. Przykładem niech będzie linia kolejowa z Warszawy do Lublina. Po Euro 2012 miało pojawić się więcej miejsc pracy, a ich nie przybyło. Za to ubyło więcej mieszkańców, szczególnie młodych. Emigracja na zachód nie zwolniła. Nadal życie na zachodzie to pomysł młodych na przyszłość szczególnie z regionów bez perspektyw. Po dziesięciu latach widać dobrze, że Euro nie było potrzebne polsce i ukrainie. Niczego nie zmieniło w obu państwach. Było jedynie sprytnie przeprowadzoną operacją przelania publicznych pieniędzy do sektora prywatnego, sponsorów tego sportowego wydarzenia. Korzyści jakie miało przynieść polsce organizowanie mistrzostw nie było, za to było typowe inwestycyjne jakoś to będzie. Nadzieje na wzrost liczby turystów się nie spełniły. Organizatorzy mistrzostw wmawiali opinii publicznej o eldorado jakie nastanie po Euro. Dochody wynikające z większej liczby przyjeżdzających do nas obcokrajowców miały nie tylko pokryć koszty organizacji mistrzostw, ale przynieść większe zyski branży turystycznej i innym gałęziom polskiej gospodarki. Być rozwojowym oraz cywilizacyjnym kopem. Nic takiego się nie stało. Przykład Letnich Igrzysk Olimpijskich w Atenach (2004) obnażył czym są tak naprawdę masowe imprezy sportowe. Wiele obiektów olimpijskich powstałych w greckiej stolicy i poza nią popadało w ruinę latami, trzeba było je rozebrać. W polsce tak się nie stało, jednakże kłopoty są. Stadiony w Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu stanowią spory koszt dla miejskich budżetów. Mieszkańcy tych trzech miast dorzucają do nietrafionych obiektów sportowych. Puentą tej historii niech będzie przykład Krakowa sprzed ośmiu lat. Władze tego miasta zgłosiły swoją kandydaturę do roli gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku. Ten pomysł został źle przyjęty przez większość krakowskiego społeczeństwa. W referendum (maj 2014) krakowianie opowiedzieli się przeciw organizacji zimowej olimpiady zamykając burzliwą dyskusję na ten temat raz na zawsze. Najwidoczniej efekt Euro 2012 nie zadziałał na krakowian i być może już nie zadziała na większość polskiego społeczeństwa, a przynajmniej na długi czas.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Fryderyk II pan i władca przaśnego królestwa