Zakłamana III RP
Biografia Waryńskiego w realiach kawkowskiej działalności IPN miałaby charakter pracy nie naukowej, ale oskarżycielskiej, nie pokrywającej się z prawdą historyczną.
Kiedyś
zastanawiałem się czemu nie napisać sztuki o metafizycznym
procesie Ludwika Waryńskiego, w roli prokuratora obsadzić Antoniego
Macierewicza. Zarzutu stawiane Waryńskiemu przez oskarżającego go
„prokuratora”, to lista absurdów, od współodpowiedzialności
za masakrę poznańskiego czerwca ‘56 po pobicie w komisariacie MO
Grzegorza Przemyka. Celem napisania owej sztuki miało być
uświadomienie ludziom, że wiara w prawicową, postsolidarnościową
narrację historyczną doprowadzi nas donikąd, jedynie do paranoi,
podziałów i wzajemnej nienawiści. Minęły cztery lata od
zarzucenia pomysłu na sztukę, a absurdalny proces dekomunizacji
hula sobie po Polsce, jego twórcy oraz myśliciele maja się dobrze.
Większość z nich, to prawicowi radykałowie owładnięci manią
wyrzucania pamięci o polskiej lewicy z przestrzeni miast, miasteczek
i wsi. Prawdą jest, że obłędny proces dekomunizacji przestrzeni
wspólnej Polek i Polaków jest nakręcany przez PiS oraz podległą
mu tubę w postaci IPN-u, ale to tylko część prawdy. To, że mamy
wariatów ubierających się, jak żołnierzy „wyklęci”, grupy
rekonstrukcyjne odgrywające wydarzenia, które nie miały miejsca
lub przebiegały inaczej, młodych ubranych w ubrania z symboliką
NSZ, to także zasługa osób stojących po przeciwnej stronie wobec
obozu rządzącego. Czy ktoś pamięta jeszcze lata 90-te kiedy
zmieniano ulice, demontowano pomnik, zastępując je masowo
postaciami z opozycyjnej martyrologi. O to ulica Juliana Marchlewska
w Warszawie zostaje przemianowana na ulice jeszcze urzędującego
papieża Jana Pawła II, który zasłużył się tylko tym, że był
Polakiem. Przecież wówczas nikt nie śmiał stawiać wyższości
„naszego” papieża nad jakimś tam socjalistą Marchlewskim.
Większość polskiego społeczeństwa nie miała pojęcia kim był
sam Julian Marchlewski, poza tym, że był „podłym komuchem”,
tak samo, jak nie znała literackiej twórczości Karola Wojtyły,
która dla światowej literatury nic nie znaczy. Mało kto się do
niej odwołuje, bo nie przystoi do współczesnego świata i nie
odpowiada na dylematy egzystencji ludzi, daje jedynie katolickie
recepty na życie.
III
Rzeczypospolita jest budowana od samego początku na micie II RP, na
sentymencie do świata nieznanego sporemu grona polskich obywateli w
1989 roku, nieświadomych czym było międzywojenne państwo. Nie ma
miejsca na działaczy polskiej lewicy w przestrzeni publicznej oraz
polskiej historii, taki jest tok myślenia prawicy w naszym kraju.
Chociaż „Solidarność” była ruchem łączącym różne nurty
polityczne, to prawicowi działacze z nią związani mają ogromne
zasługi w obrzydzaniu postaci historycznych mających lewicowe
poglądy, działające w PPS, PPR czy SDKPiL. Prawicowi historycy
wmawiali przez lata Polakom, że wielu działaczy socjalistycznych
czy komunistycznych nie było zwolennikami odzyskania przez Polskę
niepodległości, chcąc jedynie światowej rewolucji proletariatu.
Zapominają o pierwszym rządzie niepodległej II RP z lat 1918-1919,
na czele którego stanął Jędrzej Moraczewski (PPS), o Ignacym
Daszyńskim nie wspominając. IPN serwuje nam skompromitowane
postacie z czasów II RP, figurantów – premierów kolejnych
sanacyjnych rządów, których i tak nikt nie pamięta, kto z nich po
kim następował na urzędzie, książąt, hrabiów, co do większości
niezłomnej postawy patriotycznej z czasów zaborów oraz II wojny
światowej są duże wątpliwości, kościoła katolickiego,
głoszących „miłosierdziem bliźniego” szerząc antysemityzm
wśród społeczeństwa międzywojennej Polski i nawołującego z
ambony do robotników czy chłopów o posłuszeństwo wobec swojego
pracodawcy – wyzyskiwacza. Natomiast wyrzuca się z patronowania
ulic postaci walczących o prawa pracownicze, socjalne, stojące po
stronie najsłabszych np. Józefa Lewartowskiego współtwórce
powstałego w 1942 roku bloku antyfaszystowskiego, którego imieniem
ulicę na warszawskim Muranowie zmieniono na Marka Edelmana.
IPN
– Instytut Pamięci Narodowej jest dziełem Akcji Wyborczej
Solidarność oraz Unii Wolności, koalicji rządzącej Polską z lat
1997-2000. Miała ona być odwzorowaniem Instytut Gaucka, który
zajmował się rozliczaniem przeszłości dawnych Niemiec Wschodnich.
Prawicowi polscy politycy chętnie powoływali się na tą instytucję
uzasadniając potrzebę powołania IPN. Problem w tym, że niemiecki
instytut ograniczył swoją działalność do uporządkowania
archiwum po enerdowskiej bezpiece, zaś IPN poszedł dalej, stając
się narzędziem walki politycznej za pierwszych rządów PiS
(2005-2007), także PO nie zamierzała nic robić z tą instytucją,
która z biegiem czasu zaczęła promować postacie wątpliwe
moralnie, czyli tzw. „żołnierzy wyklętych”. Nie kto inny, jak
sam prezydent Bronisław Komorowski ustanowił 1 marca dniem
„wyklętych”. Do personelu IPN należą nadal uważani za
autorytety historycy, Jerzy Eisler czy Andrzej Paczkowski, powiązani
ze środowiskiem neoliberalnej prawicy (UW czy później PO), milczą
w sprawie inkwizycji instytutu oraz rehabilitowania NSZ. Wcześniej
tak chętnie tępili wszystko, co się wiążę z polską lewicą.
Ułatwili tym samym PiS-owi zakłamywanie historii. Wolą teraz
siedzieć cicho dla posady oraz wydawania swoich publikacji, wolta
wobec obecnych władz instytutu dokonana przez Paczkowskiego czy
Eislera, to koniec ich kariery naukowej, rzucenie na margines.
„Struktura
IPN jest chora głównie dlatego iż nie wiadomo czym ma on być.
Jeśli chodzi o wyjaśnianie historii najnowszej, skąd znalazł się
w nim pion śledczy oraz prokuratorzy? Nastawienie się na
działalność śledczą i lustracyjną to z jednej strony wyraz
politycznego zaangażowania, a z drugiej utrudnienie w realnej
analizie historii. Ograniczony jest na przykład dostęp do
dokumentów IPN. Nie mają go wszyscy. Rodzi to podejrzenia, że
jedne dokumenty są zatajane, a inne publikowane, zgodnie z bieżącym
zapotrzebowaniem. Wbrew zapewnieniom o rzetelności działań
IPN jedne tematy promuje, na przykład tak zwanych „żołnierzy
wyklętych”. Ich kult został wypromowany głównie przez działania
instytutu hojnie wspierającego pikniki, gry „edukacyjne” dla
młodzieży, czy wydania kolejnych monografii „historycznych” na
ich temat. W obecnych warunkach porzucane są na przykład badania
niewygodnych faktów dotyczących powojennego podziemia
antykomunistycznego. IPN nie pamięta nawet niektórych swoich
wcześniejszych opracowań dowodzących, że jego skala oraz
znaczenie były znikome. O stronniczości IPN świadczy między
innymi zawieszenie w 2016 roku wydawania miesięcznika Pamiec.pl i
wstrzymanie numeru, w którym znalazł się tekst hiszpańskiego
historyka o ofiarach reżimu gen. Franco. O stronniczości IPN
świadczy między innymi zawieszenie w 2016 roku wydawania
miesięcznika Pamiec.pl i wstrzymanie numeru, w którym znalazł się
tekst hiszpańskiego historyka o ofiarach reżimu gen. Franco”.
Piotr
Ciszewski „Kampania czerwono – czarna”, lewica.pl; „Jak IPN
manipuluje historią” 6.10.2017 rok.
IPN
jest moim zdaniem emanacją III RP, budowanej na zakłamaniu
prawicowej narracji. Warto przypomnieć, że polska prawica w okresie
1945-1989 była bardzo słaba, nie docierała do zwykłych ludzi ze
swoim rewanżyzmem historycznym, dopiero niesiona na fali przemian w
kraju po 1990 roku zaczęła kasować lewicowe postaci z historii i
przestrzeni Polski. Obecnie cała działalność IPN przypomina mi
komisję Mccarthy w USA z lat 50-tych XX wieku, mającą na celu
wyłupywanie wszystkich komunistycznych wrogów na ternie Stanów.
Jest też inny aspekt negatywny działalności instytutu, mianowicie
edukacyjny. W wielu regionach, gdzie padały już biblioteki czy domy
kultury, dotarł IPN, a wcześniej ONR ze swoją wizją przeszłości
i mamy, to co mamy w postaci hajlującej młodzieży, krzyczącej na
demonstracjach faszystowskie hasła. Zasilający szeregi ONR czy NOP
nierzadko emigrują na zachód, który nie zna ani polskiej historii,
ani polskiej „tolerancji”, za to zaczyna rozpoznawać w Polakach
prawicowych „terrorystów”. III RP zbankrutowała już dawno,
ekonomicznie wyrzucając ludzi słabych poza nawias społeczny i
fundując wielu z nich życie poza krajem, nie jest żadną potęgą,
tylko papierowym tygrysem na usługach USA w regionie, stanowi upadek
moralnym, wynosząc kolaborantów czy bandytów z czasów II wojny
światowej na piedestał. Zasługa w tym wielu prawicowych działaczy
„Solidarności”, historyków czy publicystów niezależnie od
tego czy są za czy przeciw temu, co robił oraz robi IPN. Dla tego
dorobek III RP jest żaden!
Komentarze
Prześlij komentarz