Święte prawo własności najwyższą troską ojczyzny
„Osiągnięciem”
III Rzeczypospolitej pod względem polityki społecznej jest zahamowanie rozwoju
budownictwa mieszkaniowego ze strony państwa, eksmisje i spora liczba ludzi
mieszkająca na ulicach, czyli bezdomność.
„67% zasobów
mieszkaniowych zlokalizowanych jest w miastach. Przeciętna liczba izb
przypadająca na jedno mieszkanie wynosi 3,82 (w miastach 3,57, a na wsi 4,34).
Średnia wielkość mieszkania w Polsce to 73,6 m² (miasto 64,4 m², wieś 92,7 m²).
Przeciętna powierzchnia użytkowa przypadająca na jedną osobę wynosi 27 m²
(miasto 27,6 m², wieś 26,4 m²). Na jedno mieszkanie w miastach przypadało
przeciętnie 2,43 osoby, zaś na wsi 3,32, przy przeciętnej dla Polski 2,72.
Gęstość zaludnienia mieszkań, czyli przeciętna liczba osób na jedną izbę wynosi
0,71 (0,77 wieś, 0,68 miasto). W wodę z wodociągów wyposażonych jest 96,7%
mieszkań, w ubikację 93,6%, w łazienkę 91,2%. W miastach wodę z wodociągu ma
99,0% mieszkań (na wsi 92%), ubikację – 97,2% (na wsi 86,1%), a łazienkę –
95,4% ( na wsi 82,4%) . Ok. 2 mln osób zamieszkuje lokale nieposiadające
ubikacji (6,4% ogółu zasobów mieszkaniowych kraju), a ok. 3 mln osób nie
posiada w mieszkaniu łazienki (8,8% ogółu zasobów mieszkaniowych kraju). Na wsi
odsetek mieszkań bez łazienki wynosi 15,9%. Najgorzej pod tym względem jest w
województwach: lubelskim, gdzie na wsi odsetek mieszkań bez łazienki wynosi
31,5%, w podlaskim 30,8%, w świętokrzyskim 27,6%, w łódzkim 26,2% i w
mazowieckim 22,4%, a przypadku miast w Wałbrzychu 18,1%, Chorzowie 18%, Łodzi
11%, Legnicy 8,2%. Największy odsetek mieszkań bez ustępu spłukiwanego
występuje w województwie lubelskim – 15,5%, Świętokrzyskim 14%, Podlaskim 11,8%
i Łódzkim 10,8%. W ośrodkach miejskich nie najlepiej jest w Chorzowie 16,5%,
Wałbrzychu 15,4% i Łodzi 6,9%”.
Dawid Kański
„Polityka mieszkaniowa w Polsce 1990-2017”, portal „lewica.pl” 28-04-2018.
Powyższe dane
są hańbą dla „wolnej” Polski i polskich polityków. Starają się oni nie zauważać
tragedii eksmitowanych lokatorów. Odejście od polityki mieszkaniowej PRL-u było
jednocześnie procesem powrotu do stosunków społecznych panujących w
przedwojennej Polsce, gdzie prawo własności stało wyżej od dobra wspólnego i
stanowiło źródło nierówności społecznych.
Czym jest to
prawo i jak mylnie jest pojmowane przez opinię publiczną w kraju?
Prawo własności
jest rożnie interpretowane w zależności od tego, czego owa własność dotyczy.
Mieszkając w lokalu komunalnym, spółdzielczym czy socjalnym, nie jesteśmy jego
właścicielem mimo płacenia czynszu, jeśli mamy uregulowany stosunek najmu wobec
właściciela budynku. Wiele osób uważa błędnie, że uiszczanie opłat za
mieszkanie jest równe prawu własności i uchroni lokatora przed eksmisją, często
do pomieszczenia tymczasowego, a w dalszej perspektywie donikąd. Pokazała to reprywatyzacja,
ponieważ nowi właściciele kamienic nie mieli litości dla lokatorów niezależne
od ich statusu prawnego oraz regulowania przez nich opłat. Czyściciele z taką
samą zajadłością usuwali z przejętych przez siebie kamienic osoby zamieszkujące
w lokalach dotychczas komunalnych, jak tych, co wykupili mieszkania na
własności. Podlegali takim samym szykanom z ich strony i musieli prędzej czy
później opuścić swoje mieszkania.
Jedno prawo
własności nie jest równe drugiemu, podobnie jest z mieszkaniami spółdzielczymi.
Ostatnio media ujawniły, co sejm oraz senat RP jesienią ubiegłego roku zgotowały
lokatorom mieszkającym w budynkach spółdzielczych. Nowelizacja ustawy o
spółdzielniach mieszkaniowych miała wzmocnić pozycję lokatorów względem
prezesów i rad nadzorczych takich bytów, jednak okazała się niekorzystna dla
spółdzielców. Wyobraźmy sobie taką sytuacje, że miasto sprzedaje swoje grunta,
na których znajduje się osiedle mieszkaniowe deweloperowi. Deweloper z dnia na
dzień narzuca nowe stawki wyjęte z sufitu, władze spółdzielni muszą je przyjąć
bez szemrania, co w takim wypadku oznacza przerzucenie kosztów na lokatorów. Tu
zaczyna się dramat, lokatorzy mający własnościowe prawo do lokalu, jako pierwsi
lądują na bruku, ponieważ posiadając odrębną własność nie są chronieni ustawą o
ochronie praw lokatorów, jak osoby mające status najemcy i członka
spółdzielni. Spore grono z nich to ludzie starsi, niewytrzymujący nowych stawek
opłat, wpadną w pułapkę zadłużenia. Naliczane odsetki od zadłużenia powodują
jego znaczący wzrost i sprawa zostaje skierowana do sądu, zapada wyrok, komornik
wszczyna procedurę, a finał jest znany. Deweloperzy oraz komornicy zacierają
ręce, ustawa przez „omyłkę” legislacyjną przyniesie im w przyszłości pewne
źródło zysków, przede wszystkim będzie powodem lokatorskich tragedii,
doprowadzi do pogłębienia głodu mieszkaniowego w kraju. Rozwarstwienie
społeczne przybierze w związku z tym katastrofalne rozmiary, nieznane dotąd
polskiemu społeczeństwu.
Prywatyzacja
zasobu mieszkaniowego z lat 1945-1989 jeszcze się nie skończyła, wszystko przed
lokatorami. Trudno będzie działać przeciwko prywatnej własności, kiedy opowiada
się za nią ogromna część społeczeństwa, politycy i policja, chroniąca zawsze
bogatych przed biednymi. Osoby kupujące mieszkania na kredyt winny pamiętać, że
nie są żadnymi właścicielami swoich kątów. Do momentu spłaty kredytu
właścicielem jest bank, a w rynkowych warunkach całkowita spłata zobowiązań
jest bardzo trudna.
„Kredyt
hipoteczny to jeden z tych produktów bankowych, które powinny być bardzo dobrze
regulowane. Wartość umowy dla większości z nas jest kosmiczna, zaś potencjał
wpadnięcia w pętlę zadłużenia - relatywnie duży. Nikt nie wie jak będzie
wyglądała jego sytuacja finansowa za kilkanaście lat, a zobowiązanie do spłaty
rat trzeba nieść. Dlatego banki powinny - z własnej
woli lub przymuszone prawem - oferować takie kredyty hipoteczne, które w pewnym
stopniu dają poczucie bezpieczeństwa klientom”.
Maciej Samcik,
blog
Maciej Samcik
dziennikarz ekonomiczny „Gazety Wyborczej” pisze bzdury! Bank nie będzie się
kierować interesem klienta, tym bardziej zabezpieczać go na wypadek utraty
pracy i niemożności spłaty kredytu. Mieszkanie po prostu sprzeda, a klient
będzie wraz z odsetkami spłacać kredyt, chociaż mieszkanie nie będzie już do
niego należeć. Nie jest to jeszcze proza życia wielu kredytobiorców, ale
historie frankowiczów są ostrzeżeniem dla wszystkich naiwnych biorących udział
w tym zbiorowym ogłupianiu o kredycie, jako pewnym sposobie na własne
mieszkanie do końca życia. Nadrzędna w tym wypadku jest własność banku, jako
prawowitego posiadacza mieszkania, lokator ma jedynie prawo do terminowego
spłacania kredytu, jest niewolnikiem instytucji finansowej, niczym więcej.
Spore grono ludzi z kredytem, jak kulą u nogi haruje na dwóch etatach, a zmożonych
w przyszłości chorobą zawodową czeka niewesoła przyszłość. Kiedy zostaną bez
mieszkania, z długami i ciężka chorobą. Warto przypominać wszystkim, że święte
prawo własności jest przywilejem nielicznych bogaczy, którym nawet, gdy powinie
się noga, wyjdą z tego bez szwanku.
Komentarze
Prześlij komentarz