Lewica w wiecznym kryzysie

                                
"To dzięki nam jest dziś większa swoboda obyczajów. Ale nie udało się nam najważniejsze: zniechęcić do ultraprawicowych, nacjonalistycznych idei". 

Wypowiedź jednego z działaczy anarchistycznych, Gazeta "Wyborcza". 

Powyższe zdjęcie z 1992 roku, pochód PPS i środowisk anarchistycznych, Ministerstwo Finansów w Warszawie.  

Polska lewica czym była? Czym jest? Czym będzie? Nie ma SLD w parlamencie od 2015 roku, poza jest także partia „Razem” w sondażach dryfującą na dole wszelkich rankingów wyborczych. Lewicy radykalnej nie widać zbyt wyraźnie, jakby nadal była skupiona w ramach subkultury, nie chcąc niczego zmienić. Lewica w ciągu ostatnich trzech latach oddała pola jeśli idzie o kwestie socjalne, społeczne i reprywatyzacje PiS-owi, który partią lewicową nie jest. Co więcej jest to ugrupowanie uderzające bardzo mocno w lewice, rugujące ruchy lewicowe i historię polskiej lewicy z przestrzeni publicznej oraz świadomości społecznej. Czym jest teraz zajęta polska lewica? Wyłącznie sobą, personalnymi rozgrywkami, przepychankami oraz wzajemnymi oskarżeniami.
Rok 1989 nie był najlepszy do polskiej lewicy, był to początek procesu rewanżyzmu politycznego, historycznego oraz przede wszystkim szokowych reform ekonomicznych w duchu neoliberalnym. 4 czerwca 1989 rok było zwycięstwem polskiej prawicy i jej poglądu na przyszłość. PZPR będąca tylko już w cudzysłowie robotniczą, przestała istnieć w następnym roku, a na jej miejsce powstało SDRP – Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej, będąca zapleczem SLD – Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Poza postpezetpeerowskim establishmentem byli działacze „Solidarności” mający lewicowe poglądy tacy, jak Karol Modzelewski, Ryszard Bugaj czy Aleksander Małachowski stworzyli w 1992 roku UP – Unię Pracy. Jeszcze w 1987 roku Jan Józef Lipski reaktywował PPS – Polską Partię Robotniczą, nawiązującą do przedwojennego PPS-u.
Ruch anarchistyczny na początku lat 90-tych ubiegłego wieku był równie nieliczny jak obecnie, raczej stanowiły subkulturowe środowisko, chociaż pamięta się im akcje protestacyjne pod sejmem kiedy rząd Tadeusza Mazowieckiego wprowadził do szkół lekcje religii po jednym telefonie od prymasa Glempa. Prymas nazwał uczestników tych demonstracji „dziećmi SB-ków”. Kto chciał podważyć sensowność tej decyzji? Rola kościoła katolickiego w kraju była 28 lat temu bardzo silna i jest dziś nadal nie do podważenia. Anarchiści i nie tylko oni demonstrowali przeciw kolejnym cięciom socjalnym czy prywatyzacji państwowych firm. Z biegiem czasu ruch anarchistyczny z początku transformacji przechodzi w niebyt, jego członkowie układają sobie życie zgodnie z panującym systemem. SLD niesione na fali rozczarowania społeczeństwa rządami solidarnościowymi z początku lat 90-tych, wygrywa wyboru jesienią 1993 roku. Rządy SLD z PSL-m niczego nie zmieniają, wręcz pogarszają sytuację najbiedniejszych, wprowadzając do prawa eksmisję w 1994 roku. Minister budownictwa w rządzie Waldemara Pawlaka, Barbar Blida z SLD tłumaczyła to tym, że od wprowadzenia w życie ustawy będzie łatwiej pozbywać się dłużników, którzy od lat nagminnie nie płacą czynszu. W polskim społeczeństwie panuje do dziś mit „bogatego” dłużnika, który wyjeżdża na zagraniczne podróże i ma telewizje satelitarną, a nie chce płacić komorne. Skutkiem tej ustawy było rosnąca od 1995 roku liczba bezdomnych, ale nie ich losem zaprzątywali sobie głowę wówczas działacze sojuszy. Nadchodziły wybory prezydenckie, które miał zamiar wygrać Aleksander Kwaśniewski lider SLD. Jego zaskakująca wygrana była efektem rozczarowania kłótliwym i prymitywnym Lechem Wałęsą, który do zaoferowania wyborcom miał jedynie kolejne pięć lat wojen na górze. Kwaśniewski kupił społeczeństwo wizerunkiem prezydenta wszystkich Polaków. Po cichu kokietował deweloperów, biznesmenów np. Jana Kulczyka czy polskich arystokratów chcących odzyskać swoje dawne włości kosztem przemian społecznych, jakie zaszły po 1945 roku. Przez następne lata Kwaśniewski i SLD kontynuowali neoliberalne zmiany w kraju, będąc beneficjentami tychże przemian. Nie byli zainteresowani staczającą się na dno Polską powiatową, sfrustrowanymi społecznościami tam żyjącymi. Likwidowane miejsca pracy, zamykanie połączeń kolejowych, ograniczanie połączeń PKS-ów nie były jedyną przyczyną kumulacji złości na rząd SLD, które AWS – Akcja Wyborcza Solidarność wykorzystała w wyborach do parlamentu w 1997 roku, dzięki temu wygrywając wybory. AWS szedł do wyborów w ramach krucjaty przeciw postkomunistom, którzy od lat okradali Polaków z ich majątku. Sami jednak w ramie z koalicyjną Unią Wolności kontynuowali linię prywatyzacji kraju. Polskie społeczeństwo miało ponownie déjà vu z początku lat 90-tych, kiedy Leszek Balcerowicz został ponownie ministrem finansów.
Sojusz był wtedy najsilniejszą partią opozycyjną, Unia Pracy nie przekroczyła nawet 5% progu wyborczego.
W roku 1997 lewicowa część sceny politycznej była bardzo podzielona. Główną siłą była Polska Partia Socjalistyczna, działająca jednak w ramach będącego wówczas jeszcze koalicją różnych ugrupowań Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Liderem PPS był Piotr Ikonowicz, który w wyborach parlamentarnych 1997 roku kandydował do parlamentu z list SLD, zachwalając rządy Sojuszu i uzyskał mandat poselski z okręgu warszawskiego.
Drugim lewicowym ugrupowaniem była socjaldemokratyczna Unia Pracy, której upadek rozpoczął się od wyborów 1997, w których nie przekroczyła 5% progu wyborczego. Aktywnie wśród organizacji lewicowych zaczęła z kolei w latach 1997-1998 działać młodzieżówka UP – Federacja Młodych Unii Pracy.
Na lewicy działały również reprezentujące dwa różne nurty trockistowskie Solidarność Socjalistyczna oraz NLR, a także bardziej pluralistyczny Ruch Radykalno Postępowy. To częściowo ludzie z RRP i środowiska skupionego wokół pisma „Barykada” stali za ideą powołania LA. RRP, powstały w roku 1993 był jedna z nielicznych wówczas organizacji ideowej lewicy sprzeciwiającej się zarówno prawicy jak i postkomunistom. Organizował doroczne Guevariady, spotkania radykalnych lewicowców odbywające się na Śląsku. Pomimo niesprzyjającej dla lewicy atmosfery organizował też lokalne obchody 1 maja alternatywne wobec pochodów SLD, a gromadzące nawet kilkaset osób z różnych środowisk”.
Tak wyglądało środowisko polskiej lewicy u progu XXI wieku. Był to moment istotny dla przemian społecznych, wchodziło w dorosłość pokolenie, które ledwie lub wcale nie pamiętało PRL-u. Zaczęto mówić o lewicowej alternatywie wobec postkomunistów i prawicy. W takich okolicznościach zrodziło się jedno z lewicowych ugrupowań LA – Lewicowa Alternatywa. Czas pokazał, że był to ugrupowanie nietrwała, a jego członkowie przynależący do przeróżnych środowisk lewicy od komunistów po anarchistów rozpierzchli się do innych pomniejszych ugrupowań lub zrezygnowali z dalszej aktywności politycznej.
29 lipca 2001 roku umiera Edward Gierek, żegnany jak żaden inny dygnitarz peerelowski przed nim i po nim. W uroczystościach pogrzebowych biorą liczny udział osoby pamiętające dobrze dekadę gierkowską porównując ją z neoliberalnymi rządami AWS, które doprowadził w końcu do kolejnego zwycięstwa sojuszu i powrotu UP do sejmu w 2001 roku. Kolejnemu zwycięstwu SLD towarzyszyła nadzieja na złagodzenie skutków transformacji. Rząd Leszka Millera jednak kontynuował linię poprzedników. Następca Millera, Marek Belka zafundował wraz z rządem uwolnienie czynszów w budynkach prywatnych, przykładając ręce do późniejszej reprywatyzacji. Miller będąc jeszcze premierem wraz ze swoimi ministrami zliberalizował rynek pracy, dzięki czemu pracodawcy mogli zawierać umowy z pracownikami o dzieło lub zlecenie, unikając płacenia ZUS czy składek zdrowotnych. Kolejne społeczne „osiągnięcie” tej partii po wprowadzeniu eksmisji na bruk dziesięć lat wcześniej.
Radykalne środowiska lewicowe zaczęły działać przeciwko katastrofalnej polityce mieszkaniowej państwa, inicjując akcję „mieszkanie prawem nie towarem”, a jej członkowie biorąc udział w blokadach eksmisji. Zaistniał na tych akcjach Piotr Ikonowicz, jeszcze będąc posłem SLD i przywódcą PPS. Był posłem w latach 1997-2001, niczym szczególnym się nie wyróżniła, poza barwnym językiem w przemowach z mównicy sejmowej. Dopiero kiedy przestał być posłem, stał się bardziej wyrazisty dla opinii publicznej. Próbuje od lat stworzyć ugrupowanie polityczne, które mogło wejść do sejmu, z mizernym na razie rezultatem. Piotr Ikonowicz jest swoistym showmanem i takim moim zdaniem pozostanie. Przy okazji warto wspomnieć, że zawierał dziwne sojusze polityczne trwoniąc zgromadzony przez siebie kapitał oraz zaufanie wyborców.
Koniec Sojuszu, jako partii rządzącej zbiegł się z odejściem Aleksandra Kwaśniewskiego z urzędu prezydenta. Odchodził w glorii najbardziej popularnego polityka, jego macierzysta partia odpływała w niebyt trwający drugą dekadę. Unia Pracy nie dostała się do sejmu, istniej do dziś zapomniana przez wszystkich na marginesie, marginesu polityki. Lata 2005-2018 to czas kiedy lewica jest marginalizowana na scenie parlamentarnej i poza parlamentarniej, problemy społeczne rosły, tak samo frustracja wśród młodych wobec neoliberalnych rządów PO i PSL. Wejście Polski do Unii przyniosło odpływ młodego pokolenia i nieco starszego na zachód z przyczyn ekonomicznych. Kryzys światowy w 2008 roku zmusił rząd PO – PSL do podniesienia wieku emerytalnego do 67 roku życia, zwłaszcza wobec niżu demograficznego i wyjazdu do państw starej UE sporego grona polskich obywateli. Według propagandy rządowej oraz mediów mu przychylnych istniało zagrożenie płynności finansowej ZUS, co za tym idzie wypłacania świadczeń rencistom oraz emerytom. System się nie zawalił, ale ludzie młodzi nie pokładali już żadnej nadziei w Sojuszu, widząc w politykach tej partii „komuchów”, obrońców porządku po okrągłym stole, tak jak w politykach PO. Niechęć do wszystkiego, co lewicowe i wolnościowe jest niestety zasługą samej lewicy. Zajęta latami swarami między sobą, straciła szanse na swoje miejsce w przestrzeni publicznej. Pojawienie się wielkomiejskiej partii „Razem” w 2015 roku mającej charakterystycznego lidera Adriana Zanberga, nie jest w stanie przekroczyć w sondażach 5% progu wyborczego. Również ona ulega walkom personalnym, odpływowi swoich członków. Mało prawdopodobne jest , żeby SLD zmieniło swoją neoliberalną narracje, być może ledwie przekroczy próg wyborczy w przyszłorocznych wyborach do parlamentu, ale raczej w roli czwartoplanowej siły w sejmie, marginalizowanej przez PiS czy PO.
Co z radykalną lewicą? Kiedy w 2007 roku w stolicy zawiązało się pierwsze stowarzyszenie lokatorskie WSL – Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów, stworzone przez Jolantę i Kazimierza Brzeskich wraz z Piotrem Ciszewskim, który już wcześniej działał w Lewicowej Alternatywie, akcji „Mieszkanie Prawem nie towarem” oraz brał udział w blokadach eksmisji. To był czas kiedy proces reprywatyzacji dopiero się rozkręcał. Nikt nie chciał z partii politycznych i samorządu warszawskiego zajmować się sprawą dziwnych przejęć komunalnych kamienic wraz z lokatorami przez ludzi nie będących w większości przypadków właścicielami. Brzescy zwrócili się o pomoc do osób od lat działających w ruchu walczącym o prawa lokatorów. Kwestie reprywatyzacji a także bestialskie zabójstwo Jolanty Brzeskiej w lesie Kabackim 1 marca 2011 roku, dały bodziec do powstania skłotu „Syrena” w samym centrum miasta, gdzie działacze anarchistyczni zajęli zreprywatyzowaną kamienicę przy Wilczej 30. Odbywało się to w czasie, kiedy temat reprywatyzacji był uważany przez władzę stolicy za problem marginalny, a media uważały lokatorów tychże kamienic za roszczeniowy element nie przystający do wolnorynkowych realiów. Warszawa szykowała się do Euro 2012, a prezydent Hanna Gronkiewicz – Waltz oraz jej administracja zafundowały likwidacje szkolnych stołówek na rzecz prywatnego kateringu. Rok potem powstał skłot „Przychodnia” przeciw temu występował ówczesny burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski. Był on przez osiem lat sprawowania urzędu burmistrza na usługach czyścicieli kamienic oraz deweloperów. Jego zasługi dla gentryfikacji centrum stolicy są niepodważalne. Chociaż chciał usunięcia obydwu skłotów z krajobrazu dzielnicy, którą zarządzał odszedł w 2014 roku nie osiągnąwszy celu, „Syrena” oraz „Przychodnia” pozostały.
Młodzi Polacy, zwłaszcza na prowincji dają się porwać nazistowskiej retoryce, ONR i MW zaczynają wchodzić do przestrzeni publicznej coraz śmielej. Brunatnieją polskie miasta, Białystok staje się symbolem nieudanej konfrontacji państwa z nazistowskimi bojówkami. Wielokulturowa niegdyś stolica Podlasia, miasto Ludwika Zamenhofa, staje się miastem wyłącznie jednej religii, wyznawanych wartości i wizji świata. Kapitulacja lewicy jest aż zanadto widoczna, Leszek Miller zachwala początkowo rządy PiS, była kandydatka SLD w wyborach prezydenckich w 2015 roku, Magdalena Ogórek staje się twarzą tuby propagandowej rządu – TVP, Kwaśniewscy myślą jedynie, jak uratować swój publiczny wizerunek przed działaniami PiS, policji i prokuratury. Obecnie Sojusz bawi się w udział bloku wszyscy przeciw Prawu i Sprawiedliwości, w zamian nie mając żadnego prospołecznego czy socjalnego pomysłu. SLD nie przebije rządowego programu 500+, radykalna lewica nie może do dotrzeć do młodych ze swoją narracja i wytłumaczyć im, że swojego położenia ekonomicznego czy swoich rodziców nie zawdzięcza braku patriotyzmu ze strony rządzących (zresztą tego było od 1989 roku aż zanadto), a jedynie walka z pracodawcami o lepsze warunki zatrudnienia oraz wynagrodzenia jest środkiem na poprawę warunków życia. Młodzi Polacy radykalizują się w prawą stronę, dając siłę obecnej ekipie rządzącej do tworzenia społeczeństwa ksenofobicznego, niewyedukowanego, nieświadomego swoich praw i pozbawionego trzeźwego spojrzenia na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Lewica dołożyła się do tego, że mamy taką rzeczywistość w kraju, swoim brakiem konstruktywnego zaistnienia wobec przebiegu transformacji oraz jej skutkom. Nie była w stanie sprzeciwić się prawicowej i neoliberalnej retoryce, która od 28 lat czyni spustoszenie w głowach kolejnych pokoleń.
SLD nie interesuje zwykły człowiek, jego problemy, sojusz nie jest w stanie zmierzyć się z tym, co go trapi. Za to świetnie zajmuje się rzeczami dla siebie istotnymi, przepychankami personalnymi, kłótnią o wszystko i o nic. Sprawa Jakuba Dymka papierowego "feministy” związanego z „Krytyką Polityczną”, to kolejny pokaz słabości meinstrimowego środowiska lewicowego, chcącego uchodzić za bardzo postępowe w oczach opinii publicznej. Dymek prezentuje się nam, jako obrońca uciśnionych, przykleił sobie łatkę takiej osoby, nikt według niego nie ma prawa mu tej łatki ściągać. Można mnożyć przykłady obłudy na obecnej lewicy, stawiając ją w kontrze do przedwojennej, wypada po 1989 roku bardzo słabo.
Czy lewica jest w stanie wyciągnąć wnioski z własnej bezradności przez ostatnie trzydzieści lat? Nie jest i nie będzie w stanie, SLD nie zapobiegła upokorzeniu ludzi słabych przez lata swoich rządów, sama im zafundowała piekło eksmisji oraz bezdomności, elastyczność na rynku pracy bez perspektyw młodym wchodzącym w dorosłość w 2003 roku i braku polityki budowy taniego budownictwa mieszkaniowego, wpychając w ich brutalny wolny rynek mieszkaniowy. Unia Pracy powinna zniknąć, tak samo, jak bez protestu wobec przejęcia komunalnej kamienicy przy Nowogrodzkiej 4 w Warszawie, gdzie miała siedzibę, opuszczała ją bez szemrania wobec hiszpańskiego dewelopera spekulanta, firmy „Restaura”, który przejął budynek od potomków dawanych właścicieli, opróżniając go z dotychczasowych lokatorów. Lewica radykalna, komuniści oraz anarchiści są skłóceni między sobą, wewnątrz własnych struktur także, tworzą się tam koterie towarzyskie rodem z Wersalu. Próby kolejnych inicjatyw upadają lub zastygają w braku wizji na przyszłość. Trudno będąc bezdomnym, eksmitowanym czy wyrzucanym z pracy pokładać nadzieje w ludziach, którzy deklarują wrażliwość społeczną, z drugiej przyznają, że nie są w stanie się zmierzyć z problemami ludzi ubogich oraz wykluczonych. 


* Cytat z historii "Lewicowej Alternatywy" 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Jak ukraść mieszkanie?