Kiedy cesarz chciał zostać bogiem
Fragment Mozaiki z kościoła Pokoju w Berlinie prezentujący członków
cesarskiego domu Hohenzollernów: od lewej Luiza Meklemburska wraz z mężem Fryderykiem Wilhelmem III, jego synowie Fryderyk Wilhelm IV oraz Wilhelm I, dalej Fryderyk III, Wilhelm II z żoną Augustą Wiktorią Szlezwik - Holsztyn za nimi ich najstarszy syn ostatni książę korony Wilhelm z żoną Cecylią Meklemburską.
Pompatyczny portret cesarza pędzla Maxa Konera (1854-1900)
Unter den Linden 3, 10117 Berlin to adres Pałacu Kronprinza czyli
następców pruskiego tronu. Klasycystyczny gmach odbudowany w latach
1968-1969. Do 1989 roku znajdował się na terenie Berlina
Wschodniego, obecnie odbywają się tu wydarzenia kulturalne i o
charakterze komercyjnym. Jego historia wiąże nierozerwalnie z
historią niemieckiej stolicy, dynastii Hohenzollernów oraz osobą
cesarza Wilhelma II, ostatniego władcy Niemiec. 27 stycznia mineło
160 lat od jego urodzin. Ocena postaci cesarza jednoznacznie
negatywna. Nie tylko przez fakt narzucenia światu wyścigu zbrojeń
na przełomie XIX i XX wieku, który później doprowadził do
wybuchu I wojny światowej, a wcześniej do ludobójstwa ludów
obecnej Namibii dokonanej rękoma niemieckich żołnierzy
zorganizowanej przez tamtejszą niemiecką administrację. Polityka
kolonialna Cesarstwa Niemiec nie różniła się od polityki
eksploatacyjnej innych państw kolonialnych jak Wielka Brytania czy
Francja. Wywołało to bunt plemion Herero oraz Namaqua, których
powstanie przyniosło ze strony niemieckiej eksterminację trwającą
w latach 1904-1907 na terenie ówczesnej Niemieckiej Afryce
Południowo – Zachodniej obecnie Namibii. Wszystkie działania
wymierzone w tamtejszą ludność plemienną akceptował cesarz. Jego
postać wywoływała już za jego życia krytykę światowej opinii
publicznej. Polityka Niemiec za panowania Wilhelma II opierała się
na nacjonalizmie, ekspansji kolonialnej oraz rywalizacji z Francją
oraz Wielką Brytanią. W polityce wewnętrznej monarcha podsycał w
narodzie niechęć do innych nacji żyjących na terenie kraju,
przede wszystkim Żydów, walczył mając po swojej stronie
rozbudowany aparat władzy z ruchami lewicowymi, socjalistycznymi i
anarchistycznymi. Mówił o Niemcach: „Moi poddani chcą we
wszystkim sami myśleć i stąd się biorą wszelkie trudności”.
Cesarz chciał myśleć za nich. Nie był więc monarchą
konstytucyjnym jak jego babka brytyjska królowa Wiktoria, nie był
też autokratą. Jeśli idzie o dbanie o swój publiczny wizerunek
niemiecki władca nie miał sobie równych wśród koronowanych głów
Europy. Jak pisze Grzegorz Kucharczyk w książce „Hohenzollernowie”
z 2016 roku: „Słusznie mówi się, że Wilhelm II był
pierwszym „medialnym monarchą”. Doceniał siłę mediów; w
tamtych czasach przede wszystkim wysokonakładowej prasy
oddziałującej nie tylko tekstem, ale i obrazem (fotografią).
Bardzo dbał o swój wizerunek. Wszystkie jego publiczne wystąpienia
były wcześnie starannie przygotowane, także gdy chodziło wygląd
cesarza”. Potomni pamiętają mu również pompę oraz parady
wojskowe, w których świetnie się odnajdował. Nie był wyjątkiem
w swojej rodzinie miłującym militaryzm. Był cesarzem kraju
zjednoczonego „Krwią i żelazem” przez politykę kanclerza
Ottona von Bismarcka. Wilhelm II darzył szacunkiem „żelowanego
kanclerza”, chociaż dwa lata ich burzliwej współpracy
(1888-1890) skończyło się odejściem Bismarcka z urzędu. Powodem
tego były inne wizje obydwu roli Niemiec na świecie. Głoszony jest
do dziś pogląd, że sukces kanclerza jakim było zjednoczenie
Niemiec zaprzepaścił Wilhelm II przez dwie następne dekady, stając
się jedynie awanturnikiem na światowej scenie politycznej. Bismarck
sądził, że trzydziestoletni prawie monarcha będzie słuchał jego
rad tak samo jak Wilhelm I. Kanclerz będący mentorem następcy
tronu przestał nim być z chwilą gdy został cesarzem. Nie należał
Wilhelm II do intelektualistów, nie był mecenasem sztuki, nie
interesowały go sprawy społeczne oraz socjalne Niemców. Rozwój
kultury oraz sztuki niemieckiej w okresie Belle Epoque nastąpiła
poza dworem cesarza. Sam Wilhelm II ani nie szkodził, ani też nie
wspierał rozwoju kultury oraz nauki. Rozwój jego ukochanego Berlina
pod tym względem toczył się tuż obok niego. Jako konserwatysta i
osoba o dość ograniczonych horyzontach myślowych stał się
hamulcowym rozwoju demokratycznego Niemiec. Dla niego wojsko było
tożsamością kraju oraz narodu, nic innego nie było ważne. Cesarz
pragnął uczynić z kraju trzecią potęgę kolonialną.
Ekspansjonizm niemiecki na terenie Afryki dały się poznać
szczególnie dwóm plemionom Herero oraz Namaqua zamieszkującym
tereny Niemieckiej Afryce Południowo – Zachodniej. Oba plemiona
padły ofiarą potwornych zbrodni, przeszli obozy przypominające w
swoim funkcjonowaniu oraz pracy więźniów obozy koncentracyjne w
czasie II wojny światowej. Niewielu przeżyło ludobójstwo. Powodem
tych tragicznych zdarzeń był bunt w 1904 roku rdzennych mieszkańców
wobec kolonialistów traktujących ziemie plemienia Herero jako swoją
własność. Powstanie stłumił brutalnie przysłany z Niemiec
Lothar von Trotha, generał
pruskiej piechoty. „Ścieram
z powierzchni ziemi buntujące się plemiona strumieniami krwi i
strumieniami pieniędzy. Tylko po tak gruntownym oczyszczeniu może
narodzić się coś nowego i pożytecznego”.
Te słowa należały do von Trotha,
dotyczyły powstańców, ale także dzieci,
kobiety oraz osoby starsze pochodzące z plemion Herero
oraz Namaqua. Ich ciała po
śmierci często brane do przeróżnych
eksperymentów naukowych w Niemczech przypominały
jak żywo metody z czasów II wojny światowej.
Ludobójstwo w Namibii ciąży do dziś na
Berlinie. Niemieckie władze nie poczuwają się jednak
do winy, a co za
tym idzie do zadośćuczynienia względem
potomków ofiar z początku wieku, do czego wyzywają nie tylko
mieszkańcy dawnej niemieckiej koloni, ale przedstawiciele plemion
Herero oraz Namaqua rozsiani
po całym świecie. Cesarz nawet jeśli za okrucieństwo generała
von Trotha odwołał
go z misji i nie przyjął go audiencji, to nie zmieniło tragedii
Herero oraz Namaqua. Okrucieństwo
niemieckich kolonialistów obciąża nie
tylko biografie bezpośrednich sprawców, również osobę Wilhelma
II. Sprawa eksterminacji z początku wieku
była zapomnianym przez świat wydarzeniem.
Dobrze, że przypomnianym. Obrazuje
na czym budowano tożsamość Niemców po zjednoczeniu ich
kraju w 1871 roku. Rasa białych panów,
przedstawicieli „doskonałego” narodu pod wodzą Hohenzollernów
podporządkowała sobie plemię dzikusów.
Odarto ich z człowieczeństwa, skazując ich na wyniszczającą
pracę na rzecz kolonialistów.
Niemcy
Wilhelma II parły dalej do ekspansji kolonialnej
oraz konfrontacji z całym światem. Czemu
Niemcy wierzyli w buńczuczne zapowiedzi swojego monarchy? Bismarck
oraz Wilhelm II narzucili im myślenie, że
są wyjątkowi wśród narodów Europy. Udało
doprowadzić do zjednoczenia państwa rozdrobnionego przez
wieki na mniejsze lub większe księstwa,
narzucić upokarzające warunki potężnej
Francji po wojnie francusko – pruskiej
1870-1871, rozwinąć przemysł, technologię, stać się liczącym
graczem na arenie międzynarodowej. Wszystko
odbywało się poza mocą sprawczą samych
Niemców. Z ich potu, łez i półdarmowej
pracy rosły fortuny nowej niemieckiej arystokracji będącej
podporą cesarskiego tronu. Wilhelm II
stawiał wyżej interesy przemysłowców
nad stare rody junkierskie. Szybki rozwój Niemiec zakończyła
definitywnie wybuch I wojny światowej. Cesarz dążący do wojny za
wszelką cenę nie brał pod uwagę jednego. Nie była to wojna
błyskawiczna lecz konflikt na dwa fronty trwający przez ponad
cztery lata, gdzie żołnierze umierali nie
w wyniku walk lecz w okopach zapadając na różne choroby np. tyfus
czy malarię. Kiedy monarcha abdykował i wyjechał do Holandii,
naród mu tego nie wybaczył. Nie przestał przez lata życia poza
krajem marzyć o restauracji cesarstwa i powrotu Hohenzollernów do
władzy. Nawet kiedy w 1933 roku Hitler doszedł do władzy
starzejący się eks-cesarz nie porzucił tej wiary, kokietując
nazistowski reizm. Dla Adolfa Hitlera postać byłego cesarza
wywoływała negatywne odczucia. Gardził nim i
z wzajemnością ze strony byłego monarchy. Do
końca życia miał żal do swoich generałów za klęskę Niemiec w
czasie I wojny światowej. Sam jest odpowiedzialny za rozpętanie
czteroletniego piekła w Europie. Paweł
Kucharczyk w monografii „Hohenzollernowie” na zakończenie pisze:
„Trudno obarczać Hohenzollernów za
koszmar, którym dla Niemiec i całego świata był hitlerowski
narodowy socjalizm”. Kucharczyk
nie odnajduje związków między II a III Rzeszą? Hitler nie budował
aparat władzy z nowych ludzi nie pamiętających czasów Wilhelma
II, nie mających nic wspólnego z nim. To mi. in. cesarscy
generałowie, urzędnicy, dostojnicy dworu oraz krewni Wilhelma II
wspierali reżim NSDAP od początku do końca istnienia. Wnuczka
cesarza przyszła królowa Grecji, księżniczka Fryderyka Hanowerska
wraz z mężem Pawłem księciem greckim i duńskim należeli do
najbardziej zagorzałych zwolenników Hitlera. Ostrożność jaką
mieli wykazywać przedstawiciele cesarskiej rodziny względem władz
III Rzeszy to mit pielęgnowany przez ich potomków
usprawiedliwiających ich haniebne czyny w czasie II wojny światowej.
Żołnierze niemieccy z czasów I wojny światowej
"Ostatni pocałunek" w reżyserii David Leveaux z 2016 roku.
Scenariusz filmu napisałem Simon Burke. Prezentuje on byłego cesarza granego przez Christopher Plummer jako sympatycznego staruszka.
Komentarze
Prześlij komentarz