O odbudowie Warszawy parę słów
Odgruzowywanie stolicy w czynie społecznym, fot. Stefan Rassalski / Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Odbudowa
stolicy po wojnie była wydarzeniem epokowym, który dziś wywołuje
wiele opinii od negatywnych dominujących w debacie publicznej do
tych, które bronią tego procesu stanowiąc niestety mniejszość.
Kiedy patrzę na plac Konsytuacji oraz MDM sztandarowy projekt
odbudowy zastanawiam się nad tym, co tak uwiera krytyków tego i
innych projektów zrealizowanych w Warszawie w latach pięćdziesiątych
i kolejnych dekadach PRL? Oczywiście to, że przedwojenny „Paryż
Północy” nie został wskrzeszony, dawni właściciele „nie
mogli wrócić” do swoich domów. Pytanie kto mógł i do czego?
Nie zadają sobie na to pytanie Warszawiacy, władze wybrane po 1989
roku i tym bardziej najbardziej zainteresowani zwrotami „swojej
własności” wszelkiej maści hochsztaplerzy. Niewielu broni
odbudowy czy dekretu Bieruta. Cały czas panuje przekonanie, że po
wojnie polscy komuniści „skrzywdzili” dawnych właścicieli
odbierając im źródło dochodu i utrzymania. Kogo w zamian
umieścili? „Motłoch” ze wsi i miasteczek idący na kolaborację
z władzami w zamian za mieszkanie w „cudzej kamienicy”.
Zapominają zwolennicy prymatu świętej własności głoszący takie
lub podobne piramidalne bzdury, że sami są w sporej części
potomkami tych powojennych przybyszów. Wolą jednak o tym nie
myśleć, wszak nikt im do genologii nie zagląda. Wyrażając swoją
pogardę wobec mieszkańców komunalnych kamienic prezentują przy
tym brak wiedzy historycznej oraz ludzkiej wrażliwości. Zapominają
jak Warszawa wyglądała 17 stycznia 1945 roku. Co witało żołnierzy
polskich i radzieckich? Morze ruiny i kupa gruzu. Gdzie byli dawni
właściciele? Większość na pewno nie była w stolicy, w
następnych latach także nie wróciła. Tą lukę zaraz po wojnie
wypełnili szybko szmalcownicy żerujący na ludzkiej tragedii,
przejmując na podstawie sfałszowanych dokumentów kamienice.
Kamienica przy Noakowskiego 16 jest tego sztandarowym przykładem.
Nikomu kto akceptuje wersje o słuszności zwrotów komunalnych
posesji dawnym właścicielom nie kłóci się obraz zniszczonego
miasta z tym, że ktoś musiał odbudowywać stolicę po wojnie,
skądś były brane na to pieniądze. Wolą widzieć jedynie heroizm
walki powstańczej, nie widzą za to walki o przeżycie każdego dnia
mieszkańców żyjących w ciężkich warunkach w niedogrzanych
kamienicach, grożących zawaleniem i brakiem transportu publicznego
w prawie martwym mieście. No tak! Wszak odbudowa była „dziełem”
komunistów, którzy nienawidzili przedwojennej Warszawy. Kolejna
absurdalna teoria słyszana przeze mnie i powszechnie wyznawana przez
sporą część społeczeństwa. Skoro w czasie wojny przez okupanta
wygnano oraz zabito dawnych właścicieli warszawskich posesji, to
skąd tylu ich spadkobierców znalazło się w naszych czasach?
Cudowne zmartwychwstanie przedwojennych bogaczy? Najpewniej tak, bo
inaczej trudno wytłumaczyć zjawisko. Polska od wieków słynęła z
cudów. Więc w przypadku wskrzeszenia właścicieli warszawskich
kamienic mogło być podobnie. Prawda jest taka, że nikt nie był
zainteresowany zachowaniem pamięci o odbudowie i ludziach biorących
w niej udział. Społeczeństwo wolało kupić bajkę o przedwojennej
Warszawie, której daleko było do Paryża czy Londynu w okresie
międzywojennym. Tam też przecież panowały nierówności
społeczne. Jest jeszcze jeden aspekt oceny odbudowy stolicy.
Warszawa była przed 1914 roku prowincjonalnym miastem. Okazałe
kamienice z końca XIX i początku XX wieku powstawały dzięki temu,
że carscy urzędnicy byli jednym z najbardziej przekupnych
urzędników w Europie oraz na świecie. Wiele fortun warszawskich
rodów fabrykanckich czy przemysłowych powstawało w koabitacji z
rosyjskim zaborcą. W społeczeństwie nauczonym do patriotyzmu i
miłości do własnej ojczyzny dziwi, że takie fakty są
przemilczane, poza oczywiście wątkiem pochodzenia żydowskiego
fortun. Ma to oczywiście podtekst antysemicki. Nie piszą w swoich
książkach opiewający piękno przedwojennych kamienic
varsavianiści stanu technicznego większości zabudowy miasta. Ich
stan brutalnie zweryfikowała okupacja oraz jej ostatni etap
zamieniając w kupę spalonego gruzu. Zamiast „Paryża Północy”
Warszawa była tandetną imitacją francuskiej stolicy. Wiem dobrze,
że boli to wielu wierzących, że stolica odzyskała swoją
tożsamość wraz z przemianami politycznymi oraz gospodarczymi po
1989 roku. Moim zdaniem straciło je na rzecz ludzi, którzy nie
znali wcześniej tego miasta i nie chcą go poznawać. Odbudowa
Warszawy nie była zainicjowana przez komunistów, gdyż w chwili
wyzwolenia Warszawy wielu z nich na czele z Bolesławem Bierutem była
przekonana o niemożności odrodzenia się stolicy. Ona powstała z
woli tych, których pan Majcherek czy pani Siedlecka poniżają
oddając jednocześnie hołdy w swoich artykułach pseudowłaścicielom
udających spadkobierców przedwojennych elit Warszawy, jak rodzina
Bazarników przy okazji odzyskania kamienicy przy Nowym Świecie 66.
Kłócące się ze sobą fakty, co do odbudowy nie przeszkadzają mi.
in. panom Markiewiczowi, Bojarskiemu czy Majewskiemu pisać
kuriozalne teksty i książki o Warszawie międzywojennej, a
szczególnie powojennej. Nasz stosunek do odbudowy i reprywatyzacji
ma także ich oblicze.
Komentarze
Prześlij komentarz