Biedni tego nie przeżyją
Niezależnie
pod jaką szerokość geograficzną zawitał lub zawita koronawirus,
oznacza to kłopoty dla osób ubogich i wykluczonych. Szczególne ma
to znaczenie w krajach, gdzie od lat wiedzie prym samozatrudnienie
oraz umowy śmieciowe. Jednym z europejskich liderów pod tym
względem jest Najjaśniejsza Rzeczypospolita Polska „mesjasz
narodów i demokracji”. Państwo budowane od 30. lat z dykty oraz
kartonów. „Wirus zabijający 10
proc. zarażonych to środek na polepszenie puli genetycznej narodu i
ludzkości” – stwierdził prezes partii Konfederacja,
Janusz
Korwin – Mikke. Najznakomitszy syn III RP pokazuje nie tylko swoje
podejście do ludzi najuboższych, wyraża on stosunek całej klasy
burżuazyjnej do niższych warstw polskiego społeczeństwa. „Ten
wirus jest niebezpieczny dla osób powyżej lat 60, więc gdyby
rzeczywiście nastąpił ten czarny scenariusz, to nasze
społeczeństwa się trochę odmłodzą, prawda?”
- mówił, z ironicznym uśmiechem, w Polskim Radiu (program 1),
związany z PiS-em Zdzisław Krasnodębski. Obie opinie wyrażają
prawicowi politycy, przy czym ten ostatni jest przedstawicielem
partii rządzącej oficjalnie lansującej swoją wrażliwość
społeczną. Nie wierz nigdy wilkowi ubranemu w owczą skórę, można
rzec. Jest to smutny obraz kapitalizmu i śmieciowego rynku pracy w
Polsce. Bardzo wiele osób zatrudnionych na takich umowach z
przerażeniem wybiega w przyszłość. Wcale niedaleką, gdyż już
kwiecień może się dla nich okazać miesiącem życiowych tragedii.
Kwarantanna jest słuszna, ponieważ niesie ze sobą opóźnienie
rozszerzenia się wirusa. Niestety w systemie, gdzie interes biznesu
od trzech dekad stawiany jest wyżej od życia ludzkiego może
przynieść ogromne konsekwencje dla społeczeństwa. Komentarze
Korwina i Krasnodębskiego pokazują,
co dla polskiej klasy politycznej jest najważniejsze. Przedsiębiorcy
na wieść o przybywaniu chorych na koronowirusa zareagowali żądaniem
zabezpieczenia ich interesów. „Nazwa
''śmieciowe'' obraża pracujące tak osoby. Nie mają wprawdzie
etatu, ale mają pracę. I często dobrą i nieźle płatną.
Niejeden by chciał tyle zarabiać na etacie, co jego kolega na
zleceniu”
– pisała Grażyna Borkowska dla „Gazety Wyborczej”. Taki sam
stosunek mają inni prominentni dziennikarze „GW-u”. Małgorzata
Kulbaczewska – Figat, dziennikarka portalu Strajk.eu,
tak opisuje stosunek znanej dziennikarki medium z Czerskiej, Dominiki
Wielowieyskiej do rezydentów w polskiej służbie zdrowia: „Red.
Dominika Wielowieyska we wczorajszej „Gazecie Wyborczej” znalazła
jednak sposób na skarcenie protestujących pracowników. Łaskawie
zgodziła się uznać, że upomnieć się o swoje płace mieli prawo
(rzecz jasna to, że walczą także o podniesienie procenta PKB
przeznaczanego na służbę zdrowia uszło jej uwadze). Ba,
stwierdziła, że gwarantowana w demokratycznym państwie możliwość
strajkowania jest prawem dobrym. Ale niesłusznie czynią rezydenci,
poucza, że podjęli głodówkę, bo taka forma protestu powinna być
wykorzystywana tylko do obrony wartości absolutnie najwyższych. A
tu, co za wstyd, tylko o wynagrodzenia chodzi…”. A
tu masz! Koronawirus! Wszystko zostało postawione na głowie, a
teraz zaczyna się walić i sypać. Oczywiście państwo według pani
hrabianki – dziennikarki powinno uratować przedsiębiorców, a
resztą, jak pieniądze zostaną, można ratować pracowników ze
śmieciówkami. Egoizm oraz brak człowieczeństwa, to znak
rozpoznawczy budowniczych III RP. Jeszcze niedawno znana celebrytka z
TVN-u, słynna na krańcu świata, Martyna Wojciechowska powtarzała
bzdury o młodych „roszczeniowcach”. Według podróżniczki i
„matki zbawicielki” biednych kobiet ze wszystkich kontynentów,
należy cieszyć się z bezpłatnego wolontariatu oraz stażu. Dziś
te osoby oraz inne im podobne mówią tym samym językiem, nieco już
może w złagodzonej wersji. Nie zmienia to zasadniczo problemu, gdy
znany liberalny dziennikarz pochyli się nad losem osób z umowami
śmieciowymi. O nich rząd się nie troszczy, ma na uwadze interes
przede wszystkich przedsiębiorstw. Wszak to oni są partnerami do
rozmów, a nie pracownicy bez pieniędzy. Kto im zafunduje wycieczkę
do ciepłych krajów czy pobyt w spa? Maja Staśko w Krytyce
Politycznej pisze
o takiej sytuacji: „Kilka
dni temu dostaliśmy płyn do dezynfekcji, pół litra na około 30
osób”. „Dostaliśmy trzy opcje: przejście na 1/4 etatu, urlop
bezpłatny albo wypowiedzenie”. „Kierowcy dmuchają, chuchają,
kaszlą na nas, podpisują dokumenty, które podaję im gołą ręką”.
„Poza płynem do dezynfekcji rąk nie mamy nic. Zarząd siedzi w
domu”. Postawa
niektórych przedsiębiorców jest haniebna. No, ale rząd bankstera
Morawieckie udaje, że tego nie widzi lub nie wie. To może się
skończyć dalszym rozwojem pandemii. Niestety przedstawiciele
biznesu widzą jedynie koronawirusa jako zagrożenie ich zysku.
Źródło dochodu, czyli klienci, masowo pochowali się po domach.
Państwo musi pomóc, a jak minie zagrożenie ze strony wirusa ma się
nie wtrącać. Obraz jest taki jak prezentuje Staśko: „W
zeszłym tygodniu sprzątaczki dostały chusteczki antybakteryjne –
jedna paczka na dwie osoby! Miały być mierzone temperatury na
bramkach wejściowych, skończyło się na gadaniu. Autobusy
pracownicze zatłoczone. Kilka osób z gorączką w zeszłym tygodniu
po kryjomu zostało odesłanych do domu. Dziennie przez firmę
przewija się przynajmniej setka kierowców, z różnych stron
Polski, często podróżują też za granicę. Korzystają z tych
samych toalet co my”.
Co
z emerytami, których kokietuje obecna władza? Tak jak poprzednie
rządy po 1989 roku, traktuje ich per noga. PiS-owi są potrzebni
jedynie jako scenografia do występów politycznych lub przy urnie
wyborczej. Nakręceni mogą być dobrym narzędziem w bieżącej
walce politycznej. Większość wierzy, że w PiS są „prawdziwi”
Polacy, którzy uratują „zdrową” część społeczeństwa,
która nie jest zarażona „wirusem lewactwa”. Tylko, że przez
ich ukochany rząd mogą paść ofiarą koronawirusa.
Niedofinansowana służba zdrowia jest tak na niskim poziomie, że
nie trzeba nikogo przekonywać.
„Argumentacja,
że w prywatnej służbie zdrowia pacjent będzie pełnił rolę
drugorzędną w stosunku do zysku jest błędna. Prywatne placówki
chcąc osiągnąć zysk, muszą zadbać o pacjenta. W przeciwnym
przypadku, kiedy pacjent będzie niezadowolony z poziomu świadczonych
usług oraz z jakości opieki medycznej, nie będzie skłonny
skorzystać w przyszłości z usług danej placówki, a bez niego nie
osiągnie ona zysku. Dlatego, zakłady opieki zdrowotnej
ukierunkowane na maksymalizację zysku, będą miały szczególną
motywację do zapewnienia jak najwyższej jakości świadczonych
usług. Taka sytuacja jest zupełnie przeciwna w stosunku do tej
obserwowanej w publicznej służbie zdrowia, gdzie podstawowym celem
działalności placówek jest leczenie, za co zakład opieki
zdrowotnej uzyskuje zapłatę z Narodowego Funduszu Zdrowia. Opinia
pacjenta, jakość świadczonych usług ani efektywność leczenia
nie decydują o wielkości zysków szpitali. Wobec sztywnych
przychodów szpitala, jedynym źródłem poprawy finansowej sytuacji
placówki staje się minimalizacja kosztów, która najbardziej
uderza właśnie w pacjentów”
- czytamy na stronie Forum Obywatelskiego Rozwoju. Te bzdury
weryfikuje rzeczywistość, ponieważ to nie do prywatnych klinik są
wysyłani chorzy z wykrytym koronawirusem lub podejrzewane o nie. Tu
rolę wypełnia publiczna służba zdrowia. Nie przeszkadza to panom
i paniom z FOR trwać przy niepopartych faktami bzdurach, powtarzając
tezy sprzed trzech dekad. Niestety niewydolna publiczna służba
zdrowia, to idealny cel do prywatyzacji. Już dawno Leszek
Balcerowicz mówił o przejmowaniu przez prywatne osoby publicznych
szpitali. Jaki koszt by był społeczny tego procesu? Już nie mówi
naczelny znachor wolnego runku w Polsce. Ofiarami koronawirusa w
zderzeniu ze stanem opieki zdrowotnej będą na pewno osoby starsze
oraz mające inne poważne schorzenia. Są one w grupie narażonych,
którą można nazwać grupą
śmierci.
„Na
dodatek rząd, zamiast uruchomić dodatkowe wsparcie instytucjonalne
czy specjalistyczną pomoc dla najbardziej zagrożonych koronawirusem
osób starszych i schorowanych, postanowił przenieść ciężar
opieki i pomocy na rodziny, ewentualnie wolontariuszy. Stąd
zamknięcie większości instytucji opiekuńczych, w tym domów
seniora. To rozwiązanie nie tylko pokazuje słabość państwa, ale
też jest potencjalnie niebezpieczne, bo seniorzy mogą być w ten
sposób narażeni na zarażenie wirusem ze strony krewnych”
- pisze Piotr Szumlewicz w swoim ostatnim tekście dla Krytyki
Politycznej.
Jaki
będzie finał pandemii koronawirusa w Polsce? Ostatecznie nastąpi
zapaść publicznej służby zdrowia. Wiele osób będących
samozatrudnionymi lub mającymi śmieciowe umowy pójdzie na dno,
wielu drobnych przedsiębiorców upadnie. Zyski będą mieli
spekulanci, nazywani przez mainstream „ludźmi godnymi szacunku lub
osobistościami” życia publicznego. Rząd będzie chciał
prywatyzować publiczną służbę zdrowia za wszelką cenę.
Balcerowicz będzie dalej wygłaszał swoje kuriozalne teorie w
mediach, a panowie z BCC i „Lewiatana” mówić, że zdrowa część
polskiego biznesu przetrwała kryzys związany z pandemią. Co ze
starszymi ludźmi? Mogą tego większości nie przeżyć. Obawiam
się, że wtedy zaczną działać deweloperzy i inni spekulanci
nieruchomości. Sporo takich osób zamieszkuje w blokach
spółdzielczych i kamienicach komunalnych. Idealny strategia
biznesowa, to przejąć po kilka mieszkań po starszych osobach w
jednym bloku, a potem stać się właścicielem narzucającym innym
lokatorom wysokie czynsze. Oby było to jedynie moje czarnowidztwo.
Komentarze
Prześlij komentarz