Przemyk nieświęty

Książka Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka” ukazała się kilka miesięcy przed tragiczną śmiercią Igora Stachowiaka na Komendzie Wrocław – Stare Miasto w maju 2016 roku. Tragedia mająca miejsce na staromiejskim rynku we Wrocławiu przypominała tą z 1983 roku. Przemoc policyjna czy milicyjna ma taką samą formę i jest dowodem, że można pozbawić człowieka od tak życia będąc funkcjonariuszem instytucji mającą rzekomo dbać o nasze bezpieczeństwo. Sprawa Stachowiaka jest oskarżeniem elit postsolidarnościowych, które na każdym kroku podkreślają męczeństwo Przemyka i cierpienie jego matki poetki Barbary Sadowskiej. Prezentują ich jako ofiary złego systemu komunistycznego, a z Igora robią dokładnie taką samą osobę jak ówczesne władze Polski z syna Sadowskiej. Ta zbieranina dawnych działaczy „Solidarności” i PZPR-u tworzących Prawo i Sprawiedliwość w oczernianiu młodego mieszkańca Wrocławia nie miała sobie równych. Z mównicy Sejmowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wylewał pomyje na zmarłego usprawiedliwiając jednocześnie działania podjęte wobec Stachowiaka przez funkcjonariuszy wrocławskiej policji. Dopiero ujawnione nagranie z paralizatora przez TVN 24, którym funkcjonariusz wrocławskiej policji raził Igora Stachowiaka zmienił narrację władz, co do tego jaki przebieg miał pobyt chłopaka komendzie. Pięć lat po tych wydarzeniach i kilka tygodni po trzech dramatycznych interwencjach policji dolnośląskiej latem 2021 roku wszedł do kin film „Żeby nie było śladów” (reżyserii Jan P. Matuszyński). Ponownie do debaty publicznej powróciła sprawa zabitego przed niemal czterema dekadami warszawskiego maturzysty. Kiedy Grzegorz Przemyk zmarł 14 maja 1983 roku, a sprawa jego pobicia na komendzie MO przy ulicy Jezuickiej na warszawskim Starym Mieście stała się sprawą publiczną ówczesne władze PRL zrobiły wiele, aby winni uniknęli kary. Druga strona, solidarnościowa zrobiła natychmiast z Przemyka męczennika walki z komuną używając go jako mit w prawicowej narracji. Matka Grzegorza Przemyka z dnia na dzień stała się nieomal „świętą „Solidarności”. Maturzysta zyskał z dnia na dzień nowych kolegów ze szkoły jak Wojciech Cejorowski dziś znany prawicowy fanatyk. Chociaż uczęszczał do tego samego liceum i równoległej klasy trudno znaleźć we wspomnieniach znajomych Przemyka wzmiankę jakoby łączyła ich przyjacielska więź. Cejrowski jest w mediach prawicowych kreowany nieomal jak duchowy spadkobierca zabitego maturzysty tylko dla tego, że byli w tym samym liceum. To typowe dla miernoty intelektualnej prawicy, gdzie nie istotne sprawy nabierają nadmiernego znaczenia. Czy Przemyk był antykomunistą czy nie, nie ma znaczenia dla biegu zdarzeń z dnia 12 maja 1983 roku na placu Zamkowym w Warszawie. Był przede wszystkim ofiarą bestialstwa milicji, morderców w mundurach. Kto wie ilu w PRL-u ludzi było bitych, katowanych na komendzie MO nie ze względu na wyznawane poglądy? Trudno by widnieli w statystykach, MO przecież tym się nie chwaliło. Oczywiście prawicowi historycy mogą orzec, że sprawy obyczajowe czy kryminalne milicjanci inaczej traktowali. Na przykład pijanego delikwenta wypuszczano do domu bez robienia mu krzywdy na komendzie. Może jeden znany przypadek pobicia przez milicjanta aktora Zdzisława Maklakiewicza w 1977 roku. Zresztą rola funkcjonariusza MO nie jest do końca wyjaśniona w sprawie śmierci Maklakiewicza. Co prawda aktor zmarł, ale pił i miał cukrzycę. Tak twierdzą zwolennicy teorii, że milicjant bijąc go nie przyczynił się bezpośrednio do jego zejścia. Nikt nie chciał w owym czasie wyjaśniać tej sprawy. No trudno, żeby było inaczej. Władza chroniła czterdzieści pięć lat temu i nadal chroni mundurowych. Pamięć o Grzegorzu Przemyku była i jest traktowana instrumentalnie. Wykorzystuje się ją w celach politycznych kiedy prawicy jest to wygodne. Instytut Pamięci Narodowej w 2011 roku umorzył utrudniania w latach 1983-1984 śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka przez milicję. Dwa lata wcześniej sąd apelacyjny w Warszawie umarza sprawę Przemyka uzasadniając jej przedawnienie w dniu 1 stycznia 2005 roku. Widać na tych przykładach, że sąd i prokuratura „wolnej” Polski, której bohaterem jest Przemyk nie potrafiła wyjaśnić do końca jak przebiegało pierwsze śledztw dotyczące pobicia 19-latka. IPN również na tym polu poległ mimo buńczucznych zapowiedzi pracowników instytutu o ukaraniu winnych mataczenia w pierwszym śledztwie. Film Matuszyński na szczęście nie czyni z Przemyka bohatera „Solidarności” a przedstawia go jako ofiarę milicyjnej przemocy. Pokazuje również cynizm władzy i machinę państwową uruchomioną celem zastraszania świadków w tym tego najważniejszego Jurka Popiela, który był z Przemykiem na komendzie. Pierwowzorem Popiela jest przyjaciel maturzysty Cezary Filozof. Personalia i życiorys prawdziwego świadka zmieniono na potrzeby filmu. Tu widać kolejne podobieństwa do sprawy Igora Stachowiaka, gdzie osoby nagrywające zatrzymanie wrocławianina przez policjantów próbowano zastraszyć. Historia Przemyka jest dobitym przykładem obłudy działaczy tak zwanego podziemia antykomunistycznego. Może w latach 80-tych walczyli z ówczesną władzą, ale po 1989 roku szybko z represjonowanych działaczy zmienili się w represjonujących polityków. Przemyk był i być może będzie potrzebny im do istnienia w życiu publicznym. Uzasadnia to, że oni byli po tej dobrej stronie mocy, a ty jeśli ich krytykujesz stoisz po stronie oprawców Grzegorza Przemyka. Prymitywna narracja jaką posługuje się skrajna prawica, po którą sięga także ta liberalna niestety zyskuje posłuch sporej części opinii publicznej. Film Matuszyńskiego miał premierę w odpowiednim czasie. Po wydarzeniach w Lubinie i we Wrocławiu latem, a także ponad rok po zabójstwie w Stanach Zjednoczonych George’a Floyd’a dokonanym przez funkcjonariusza policji, sprawa Przemyka nabiera uniwersalnego charakteru. Wyłamuje się poza dotychczasowy zaściankowy opis dziejów Polski i męczeństwa narodu polskiego. To można zapisać na plus reżyserowi i scenarzystce Kai Krawczyk – Wnuk.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Fryderyk II pan i władca przaśnego królestwa