Pracownik znika z rynku pracy

Po 32. latach poniżania i wyzysku polski pracownik znika z rynku pracy. Budowy stoją, kolejnym miastom grozi zapaść komunikacyjna z braku kierowców, motorniczych, brakuje nauczycieli i nie ma kto leczyć nas w państwowej służbie zdrowia. Nie jest to powód do zmartwienia. Czemu? Ponieważ mniej liczebne społeczeństwo, to zdrowe społeczeństwo. Mniej przeludnione duże aglomeracje miejskie, brak walki o przestrzeń do mieszkania, wyścigu szczurów na edukacyjnej i zawodowej drodze życia. To także zdrowsze relacje międzyludzkie oraz mniej zanieczyszczone środowisko naturalne. Obecna sytuacja to być może powolny koniec hegemoni Januszów i Grażyn biznesu w polsce. Dane z lipca tego roku mówią nam o 4,9% liczby osób pozostających bez pracy. Wynik będący najniższym od lat zadziwia ekonomistów, a nie powinien. Na jednej z ulic położonych na przedmieściu Warszawy istniało sporo warsztatów i biur. Istniało to dobre określenie. Obecnie blaszane obiekty starszą wyglądem. Nie ma możliwości uprzątnąć teren. Jest prywatny, a skoro tak, to służbom miejskim nic do tego. Blaszaki przy tej ulicy powstawały jeden po drugim od końca lat 90. XX wieku. Wówczas rozwój januszowych firm wokół stolicy trwał w najlepsze od lat. Krajobraz przedmieść wielu polskich miast stanowiły właśnie warsztaty samochodowe sąsiadujące najczęściej z biurami, gdzie oferowano montaż drzwi i okien. Z Warszawą było tak samo. Źródło nowych pracowników (wydawało się przed laty) nie wysychać dla tego typu usług. Przyszedł rok 2016 i .. Nagle przestali przychodzić do pracy. Jak to? Nawet obcokrajowcy zza wschodniej granicy kręcili nosem na warunki pracy? Tak, nie przepracowali tam ani jednego dnia. Brak pracowników z biegiem czasu skutkował spadkiem liczby klientów. Nikt przecież nie będzie czekał z naprawą samochodu długo. Warsztaty zaczynały się zamykać, a wcześniej biura, także z powodu braku pracowników. To był fenomen dla okolicznych mieszkańców. Nikt z nich nie miał pojęcia, że był zapowiedzią tego co widać już dziś. Jest więcej miejsc pracy niż chętnych podjąć pracę. Nie zmieniło tego masowe pojawienie się w ciągu ostatniej dekady obywateli białoruskich czy ukraińskich w polsce. Atutem polski i jej gospodarki była tania siła robocza. Przez lata rezerwuarem nisko opłacanych pracowników w aglomeracjach miejskich była prowincja. W wyniku przemian w kraju na początku lat 90. upadło wiele zakładów. Mieszkańcy wielu regionów aby się ratować podejmowali jakąkolwiek pracę w miejscu zamieszkania lub emigrowali do większych miast. Obecnie dziś to pustkowia z coraz większą liczbą cmentarnych nagrobków. Emigracja na zachód od Odry oraz demografia zrobiły przez lata spustoszenie w polsce regionalnej. Do miast takich jak Warszawa, Gdańsk, Gdynia, Poznań, Wrocław czy Kraków emigruje coraz mniej ludzi. Ma to poważny wpływ na tamtejsze rynki pracy. Co widać na przykładzie krakowskiego MPK. Firmy outsourcingowe to plaga usług publicznych w polsce od lat. Coraz więcej instytucji samorządowych wypychało swoich pracowników do firm prywatnych. Co prawda nadal było się zatrudnionym w tym samym miejscu, ale na gorszych warunkach i za niższą stawkę. Firmy będące podwykonawcami usług sprzątających czy ochrony obiektów użyteczności publicznej najczęściej miały charakter „krzaków”. Kapitał jakim dysponowały to najczęściej pieniądze publiczne pochodzące ze zleceń. Pieniądze znikały wraz z właścicielami firm. Na lodzie zostawali pracownicy bez pieniędzy i pracy. Urzędy w skandaliczny sposób umywały od tego ręce. Niestety opinia publiczna pozostawała wobec tego obojętna. Była w większości wrogo nastawiona do oszukanych pracowników nazywając ich roszczeniowymi, niezaradnymi osobami. Takie podejście mści się teraz na lokalnych społecznościach. Ponieważ outsourcing pożera usługi publiczne jak rak. Już w rękach takich krzaczastych form gospodarczych jest bezpieczeństwo mieszkańców oraz dostępność do większej liczby usług publicznych np. komunikacji miejskiej. Władze Krakowa na brak kierowców, motorniczych MPK odpowiadają wrześniowymi cięciami linii lub skracaniem kursów autobusów i tramwajów. Dlaczego? Kraków to bogate i duże miasto. A tu niespodzianka! Stawki pracowników MPK są głodowe, a praca nie należy do łatwych. Warunki z roku na rok są gorsze. Teraz trwają rozmowy między pracownikami a władzami krakowskiego MPK na temat podwyżki wynagrodzeń. Podwawelski magistrat chętnie znalazłby rozwiązanie w tej patowej sytuacji, wszystkich pracowników zmusił do pracy u prywatnego przewoźnika. Jednak prywatne firmy zaprzęgnięte przez MPK do wykonywania kursów autobusowych mają problemy kadrowe. Oferty MPK czy prywatnych przewoźników publikowane w gazetach lokalnych lub wywieszane na wiatach przystankowych nie przynoszą spodziewanego rezultatu. Kraków nie jest jedynym miastem z problemami kadrowymi w komunikacji miejskiej. Tak samo mają inne większe miasta w polsce. Poznań, Wrocław czy Warszawa także stoją przed problemem braku kierowców i motorniczych, niezależnie czy dotyczy to firmy zarządzanej przez miasto czy prywatne osoby. Od 1989 roku kolejne rządy w polsce prowadziły antyspołeczną politykę. Prawa pracownicze były i są nadal łamane. Niezależnie od poglądów kolejne partie polityczne wdrażały program „tania siła robocza +”. Wmawiano obywatelom przez lata i dekady, że „ciężką pracą ludzie się bogacą”. Co najwyżej mają obecnie problemy zdrowotne i kiepską emeryturę. Młodzi to widzą i oceniają. Jedni nie chcą mieć dzieci (bo samemu trudno wyżyć), a inni uciekają za Odrę i Nysę. Władze postsolidarnościowe czy postpezetpeerowskie zrobiły wiele, żeby nie było nas dużo. Widać jak na dłoni, że rządzącym nie zależy na niczym innym tylko na samych sobie. Na brak pracowników mają jedną odpowiedź do spółki z Januszami i Grażynami, sprowadzimy ludzi ze wschodu. No i gdzie oni są? Już przed wojną na ukrainie zaczynało ich brakować. Bezduszni analitycy ekonomiczni mówili na początku marca tego roku, że uciekające stamtąd przed działaniami wojennymi do polski kobiety z dziećmi wypełnią braki kadrowe. Takie analizy świadczą o totalnej degrengoladzie nadwiślańskich neoliberałów. Owe brednie powtarzane w mediach przez nich przyjęli za domrą monetę politycy i publicyści. Społeczeństwo się starzeje, stąd mamy silne tendencje prawicowe w polityce. Młode pokolenie o wiele mniej liczebne od tego dorastającego jeszcze w PRL-u może (chociaż nie musi) mieć inne podejście do świata. Na pewno mniej będzie pracowników. Na razie politycy czy dziennikarze nie uwzględniają takiej właśnie przyszłej rzeczywistości. W felietonach o polsce piszą o problemach zastępczych i nieistotnych dla nas. Niebawem posłucham o kolejnej aktorce (po Krystynie Jandzie), która nie może znaleźć gosposi. Oby takich skarg było jak najwięcej. Obecnie nie ma się z czego jeszcze radować. Mamy problemy ze środowiskiem naturalnym, musimy przeżyć ciężką tegoroczną zimę. Jednak może to skłonić kolejne młode osoby do rezygnacji z posiadania potomstwa. Jest nadzieja, że wraz z brakiem pracowników będą upadać kolejne firmy krzaki opierające działalność na zysku szefostwa i wyzysku pracownika. Miejmy nadzieję, że po tych wszystkich „Januszexsach” Sp. z o.o. nie zostanie żaden ślad, a za nim myślenie kapitalistyczne w społeczeństwie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Fryderyk II pan i władca przaśnego królestwa