Stan przedwyborczy 2023

„W Polsce brakuje pracowników sezonowych. Polscy producenci owoców nerwowo szukają pracowników nawet w dalekim Nepalu, Indonezji i innych krajach Azji, a nawet Afryki - donosie "Rzeczpospolita". Oferowane stawki nie pomagają” – można przeczytać na portalu money.pl (7.06.2023). Sezon pracy dorywczej powoli dobiega końca, a przedsiębiorcy narzekają na brak pracowników. Czy to w górach czy nad morzem wszyscy wyzyskiwacze (nazywani pracodawcami) są zgodni, co do tego, co jest powodem braku chętnych do pracy. Powodem mają być rozdmuchane do granic możliwości transfery socjalne. Prawdę prezentowaną przez nich należy brać w cudzysłowie. Co mówią w telewizji przedstawiciele organizacji zrzeszającej przedsiębiorców ma się nijak do rzeczywistości. Młodzi nie siedzą w domach i czekają aż im socjal spadnie z nieba. Pracują ciężko zagranicą. Ba! Nawet tam studiują, bo tu już się nie da pracować, wynajmować mieszkanie i studiować jednocześnie. W Polsce nawet Ukraińcy mają już dość wyzysku i opuszczają ten „raj” nad Wisłą. Uciekając na zachód, np. do Niemiec i Kanady. „Mimo znacznego wzrostu płacy minimalnej prawie w całej Polsce brakuje chętnych do wykonywania podstawowych prac fizycznych. Sytuacji nie poprawia fakt, że coraz więcej obywateli Ukrainy wraca do swojego kraju lub wyjeżdża z Polski na Zachód” – informuje portal money.pl (22.08.2023). „Prawie w całym kraju zaczyna brakować rąk do pracy na stanowiska produkcyjne i w magazynach, a także osób do wykonywania podstawowych zajęć w przemyśle, budownictwie, handlu i logistyce” – za „Wirtualną Polską” (22.08.2023). Czemu się tak dzieje? Demografia jest czynnikiem decydującym. Z roku na rok na rynek pracy wchodzą coraz mniej liczne roczniki. Powoduje to irytację u przedsiębiorców. Skarżą się mediom i opowiadają bzdury o młodych. Media głównego nurtu podchwytują ich kłamstwa dokonując analiz. Potem z pod klawiatury redakcji gazet i portali newsowych w internecie wychodzą intelektualne bzdety o rynku pracy i sprawach demografii. Prawda jest taka, że polski rynek pracy przestaje być rajem taniej siły roboczej. Powoli kończy się czas dyktowania warunków przez wyzyskiwaczy pracownikom a zaczyna czas zamykania biznesu. Wielu z przedsiębiorców z braku klientów i pracowników woli skończyć działalność. Podają jednak inne powód, wysoką inflację, rosnące koszt zatrudnienia oraz niejasny system podatkowy. Od lat słyszymy zbyt wysokich podatkach, o kosztach ponoszonych wyniku zatrudnienia pracownika. Mimo tego jakimś „cudem” w Polsce biznes nadal działa. Teraz jest inaczej tylko z jednego powodu, nie ma komu pracować. To się nie zmieni. Politycy twierdzą, że jest dobrze, a trend demograficzny da się odwrócić programem „800+” i indoktrynacją młodzieży. Media głównego nurtu głoszą (prawdę objawioną) o roszczeniowości młodych. Żadna z tych opinii nie jest prawdziwa. Zmian demograficznych nie da się cofnąć. Musimy się jako społeczeństwo i każdy z osobna zmierzyć z tym procesem. Już teraz mamy do czynienia z problemami kadrowymi w ośrodkach pomocy społecznej, brakuje osób do opieki nad osobami starszymi. Samotni seniorzy umierają po cichu, a ich losem mało kto się interesuje z sąsiadów. Uderza w nich też niski poziom służby zdrowia i problemy kadrowe tam panujące. Od lat normą jest długie oczekiwania na wizytę u lekarza. Problemy w służbie zdrowia uderzają nie tylko w osoby 60+, ale także w resztę społeczeństwa, m.in. kobiety w ciąży czy dzieci. W zakopiańskim szpitalu nie ma już od czterech lat oddziału ginekologiczno – położniczego, chirurgii dziecięcej we Włocławku czy chirurgii Wodzisławiu Śląskim. Wszyscy ministrowie zdrowia tryskali optymizmem, mówiąc nam, że już za parę lat będzie lepiej. Jak jest ze stanem usług medycznych w Polsce każdy widzi kto próbował szukać tam pomocy. Spadająca liczba urodzin przekłada się także na stan polskiej edukacji. Już w przedszkolach w dużych miastach pojedyncze sale zaczynają świecić pustkami. „Mamy ponad 200 wolnych miejsc w przedszkolach. Pierwszy raz w historii. Nigdy tak nie było. Spadek liczby dzieci jest bardzo wyraźny. I jest to tendencja pogłębiająca się” - cytuje Grzegorza Pietruczuka, burmistrza Bielan serwis warszawa.wyborcza.pl. Nie jest lepie w innych dzielnicach Warszawy. Poza stolicą i innymi dużymi miastami likwidowanie placówek przedszkolnych i szkolnych z powodu demografii stanowi normę w polityce samorządów. Z drugiej strony mniej przeludnione mogą przynieść w przyszłości dzieciom korzyści. Mniejsze szkoły będą bardziej dostępne dla uczniów, być może nauczyciele chętniej będą w nich pracować niż teraz. Na razie mamy horror dla tych co się uczą i tych, co chcą uczyć. Wobec takiego stanu rzeczy można zadać sobie pytanie czy wybory parlamentarne jakie mają się odbyć za kilka tygodni zmienią coś w naszym życiu? Z jednej strony mamy zamordystów i katolickich fundamentalistów z PiS oraz Konfederacji, z drugiej strony ludzi odpowiedzialnych za to, mamy tych pierwszych u władzy, poza tym umowy śmieciowe, wyzysk w pracy, eksmisje i głód mieszkaniowy. Jedno jest pewne partia Jarosława Kaczyńskiego przegrała już z demografią, być może nie przekroczy 35% poparcia. Partie opozycyjne nawet jeśli wygrają będą rządzić w kraju, gdzie z roku na rok będzie więcej cmentarzy niż porodówek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Fryderyk II pan i władca przaśnego królestwa