Tragiczne spóźnienie

Polska przełomu XX i XXI wieku była krajem wielu rozczarowań. Dekadę po rozpoczęciu przemian większa część społeczeństwa była zniechęcona do systemu jaki przyniósł mu „Okrągły Stół”. Kapitalizm nie był tak kolorowy jak wydawało się wielu. Każdy musiał się w nim odnaleźć, a nie każdy miał na to siły i chęci. Do tej beznadziei doszły jeszcze masowe cięcia połączeń kolejowych, a potem połączeń PKS-u. W ten sposób decydenci zmusili tysiące osób do szukania alternatywy w dojeździe do szkoły czy pracy. Podróżowanie na tzw. „okazję” dla wielu było jedynym z niewielu sposobów poruszania się po swoim regionie. Tak było w przypadku 32-letniej Doroty Rybickiej. Pani Dorota mieszkała we wsi Łazieniec położoną nieopodal Aleksandrowa Kujawskiego. Pracowała od kilku lat w toruńskim oddziale Kolejowych Zakładów Usługowych w Gdańsku. Wraz z koleżankami i kolegami dbała o czystość wagonów wyprawianych na stację Toruń Główny i dalej na szlak kolejowy. Na PKP wówczas nie zarabiało się kokosów. Dla pani Doroty było to jedyne źródło utrzymania. Nie miała szczęścia w życiu, jej mąż „zaginał” w 1996 roku. Nikt nie wiedział gdzie przebywa. W domu została z dwójką dzieci. Pomagała przy ich wychowaniu siostra pani Doroty. Jadąc do pracy korzystała z autobusów i pociągów. Wszak Aleksandrów Kujawski położony jest przy ważnej linii kolejowej biegnącej z Kutna do Piły przez Toruń i Bydgoszcz. Problem stanowiły dojazdy z jej rodzinnej wsi do Aleksandrowa. Bywało nie raz, że kiedy spóźniała się na autobus łapała stopa. Nieraz siostra ostrzegała ją przed ryzykiem jaki niesie taki sposób podróżowania do pracy. Pani Dorota nic sobie z tych siostrzanych ostrzeżeń nie robiła. Próbowała sobie ułożyć życie po zniknięciu męża. Związała się z pewnym mężczyzną z Ciechocinka. Niestety nie wiedziała o tym, że jej nowy partner jest w rzeczywistości nie pracującym recydywistą, który odbywał przerwę od kary więzienia za ciężkie przestępstwa. Na kilka tygodni przed swoją śmiercią Dorota Rybicka zerwała z nim relację. Było to jesienią 1999 roku. Do tragicznych zdarzeń doszło rankiem 4 stycznia 2000 roku. Tego właśnie poranka pani Dorocie sporo czasu zajęło przygotowanie się do wyjścia z domu. Stąd spóźniła się na autobus, a przez to na pociąg. Do pracy miała dojechać na godzinę 9:00. Są świadkowie którzy widzieli panią Dorotę na przystanku PKS-u w Łazieńcach. Było to około 7:00 – 7:30. Do pracy nigdy nie dotarła. Przez cały dzień nikt z najbliższych nie nabrał podejrzeń, że jest coś nie tak. Dopiero wieczorem kiedy Dorota Rybicka nie dotarła do domu jej rodzina zaczęła się niepokoić. Zdarzało się w przeszłości, że zostawała dużej w pracy, ale zawsze uprzedzała domowników o tym fakcie. Tym razem było inaczej. Kolejny dzień, tj. 5 stycznia rodzina rozpoczęła poszukiwania kierując swoje pierwsze kroki do miejsca pracy. Tam nie widziano Rybickiej od wtorku. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się aby pani Dorota wykazała się absencją w pracy bez podania przyczyny. Mijają kolejne godziny, stawało się jasne, że kobieta zaginęła w drodze do Torunia. W dniu 7 stycznia jej najbliżsi zgłosili zaginięcie w Komendzie Powiatowej w Inowrocławiu. Funkcjonariusze dokonali rutynowych czynności, przeszukano okoliczne lasy leżące przy trasie Aleksandrów Kujawski – Toruń. Poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Wszystko zmienia się 18 marca 2000 roku. W kompleksie leśnym nieopodal wsi Brzoza Toruńska graniczącej z Toruniem (blisko wojskowego poligonu) dwóch nastolatków szukało prozy jelenia. W trakcie poszukiwań ukazał im się makabryczny widok ciała kobiety w dalece posuniętym stanie rozkładu. Chłopcy przerażeni odkryciem powiadomili toruńską policję. Obok ciała leżało niebieski płaszcz. Jak się okazało była to zaginiona Dorota Rybicka. Nie odnaleziono przy niej dwóch kozaczków w które była ubrana owego feralnego wtorku oraz torebki w której były m.in. dowód osobisty, legitymacja pracownika PKP na przejazdy kolejowe, portfel oraz dwa czeki PKO. Morderca ukradł pani Dorocie także dwa pierścionki wykonanymi z tombaku. Przy zwłokach na lewej ręce pozostał zegarek. Okoliczności zaginięcia i odnalezienia zwłok wykluczyły naturalny zgon. Ciało przewieziono do Bydgoszczy, gdzie w tamtejszym Zakładzie Medycyny Sądowej ówczesnej Akademii Medycznej. Tam dokonano sekcji, która wykazała bezpośredni powód śmierci Doroty Rybickiej. Padła ofiarą bestialskiego mordu. Miała podcięte gardło i rany czaski. Prokuratura Rejonowa w Toruniu wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa. Co stało się owego poranka 4 stycznia 2000 roku? W Magazynie Kryminalnym „997” z dnia 28 września 2000 roku zaprezentowano przyjęty przez śledczych następujący przebieg tragicznych zdarzeń. Pani Dorota udała się jak zawsze na przystanek PKS Łazieniec. Kiedy okazało się, że spóźniła się na autobus do Aleksandrowa Kujawskiego postanowiła skorzystać z tzw. „okazji”. To właśnie na tym przystanku widziano panią Dorotę po raz ostatni. Do dziś nie wiadomo do jakiego samochodu wsiadła. Kierowca dewiant skręcił z trasy Włocławek – Toruń w kierunku poligonu. W inscenizacji zaprezentowanej widzom w magazynie „997” aktorka grająca Dorotę Rybicką zadaje pytanie, - Czemu mnie pan tu taj przywiózł? Żarty się skończyły – mówi kierowca i kontynuuje - Rozbieraj się. Potem następuje szybki przebieg wypadków +. Kobieta szarpie się z oprawcą a potem wyskakuje z samochodu biegnąc w głąb lasu a za nią jej oprawca. Wołanie o pomoc nie przynoszą ratunku. Potem morderca wychodzi za drzew ze swoim trofeum jakim są rzeczy nalężące do ofiary. Tak wyglądała według twórców „997” tragiczny koniec krótkiego życia Doroty Rybickiej. Kobieta została ogłuszona, zgwałcona, a potem zamordowana. Mimo emisji materiału w magazynie prokuratura z braku śladów mogących namierzyć sprawcę w dniu 14 listopada 2000 roku umorzyła śledztwo. Co nie oznacza końca sprawy. Minęło już tyle lat. Przystanek z którego w ostatnią drogę wybrała się pani Dorota nie jest już peerelowską zardzewiałą wiatą, ale zgrabnym elementem małej architektury. Z tego przystanku nadal odchodzą autobusy PKS „Włocławek” do Aleksandrowa Kujawskiego. Lata jakie upłynęły od tamtych zdarzeń nie leczą ran najbliższych Doroty Rybickiej. Pan Piotr Szparaga brat zamordowanej w rozmowie z Szymonem Wochalem w magazynie „997” wspomina siostrę: „Szczupła, energiczna, żartobliwa. Wesoła była. Szczera aż do bólu. Za mocno ufała”. Córka pani Doroty, Milena powiedziała Wochalowi w rozmowie telefonicznej: „Ja bym chciała, żeby się [sprawa] rozwiązała. To byłoby takie uwalniające mocno i odciążające jakby ta sprawa się rozwiązała. Jakby ten człowiek [morderca] się znalazł”. Czy tak się stanie? Karalność za tą zbrodnie kończy się w dniu 4 stycznia 2040 roku. To jest ogrom czasu. Wszystko w rękach policyjnego Archiwum X.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Fryderyk II pan i władca przaśnego królestwa