Ostatnie wakacje Alicji

Dziś podróż pociągiem między Trzebnicą a Wrocławiem stanowi coś normalnego dla żyjących w tym liczącym sobie (dane GUS z 2017 roku) 13 261 mieszkańców podwrocławskim mieście. Nie zawsze tak było, a przed 2009 rokiem wręcz groziło miastu św. Jadwigi Śląskiej odcięcie od kolei raz na zawsze. Pociągi przestały tu kursować w 1992 roku, a linia numer 326 przez kolejne siedemnaście lat ulegała stopniowej dewastacji. W 1997 roku codziennością mieszkańców w Trzebnicy było życiem bez transportu kolejowego. Nic dziwnego, że dziewiętnastoletnia Alicja Baran (mieszkająca wraz z rodzicami państwem Teresą i Adamem Baranami oraz siostrą Katarzyną) korzystała z tzw. okazji. Łapiąc autostop podróżowała do Wrocławia, gdzie znajdowało się liceum ekonomiczne do którego uczęszczała. Alicja była sympatyczną i otwartą osobą. Chętnie nawiązywała kontakty z ludźmi. Lubiła przyrodę i zwierzęta, szczególnie interesował ją podwodny świat, który chciała utrwalać na zdjęciach. Nie czuła zagrożenia jakie niosło ze sobą sposób w jaki docierała do szkoły. Lato 1997 roku zostało zapamiętane jako czas powodzi „1000-lecia”. Miastom południowo-zachodniej Polski, m. in. Wrocławiowi powódź przyniosła zniszczenia. Sytuacja powodziowa nie przeszkodziła Alicji udać się w drugiej połowie lipca do Wielkiej Brytanii. Przebywała tam jej starsza siostra Katarzyna, absolwentka wydziału filologii angielskiej, która szlifowała tam język. Alicja przebywała na Wyspach Brytyjskich dwa tygodnie. Siostry Baran spędziły czas intensywnie na zakupach i oglądaniu znanych obiektów Zjednoczonego Królestwa. Po powrocie Alicja chciała udać się z koleżanką Beatą na kilka dni do Łeby. Chęć zobaczenia Morza Bałtyckiego przemawiał za tym, żeby pojechać w tak daleką podróż. Pani Teresa przypomniała córce, żeby wróciła do domu 14 sierpnia, bo mieli razem jechać na wesele krewnej mieszkającej we wsi Nienadowa koło Przemyśla. Beata i Alicja wyjechały z Trzebnicy 11 sierpnia (poniedziałek). Jechały przez Łódź, gdzie spędziły noc u znajomych. Dotarły 13 sierpnia (w środę) do Łeby, tam wynajęły kwaterę przy ulicy Sosnowej 5, której właścicielką była starsza pani. Alicja i Beata spędziły razem w Łebie tylko dwa dni. Przez cały czas pobytu nie nawiązały z nikim kontaktów, jedynie raz widziano je w jednej z nadmorskich kawiarni. 14 sierpnia (czwartek) Alicja wraca do domu aby stamtąd z rodzicami udać się na rodzinne wesele. Ślub odbywa się 16 sierpnia a trzy dni później, 19 sierpnia (we wtorek), rodzice Alicji odprowadzają córkę na przystanek PKS Nienadowa, skąd jedzie do Przemyśla. Państwo Teresa i Adam Baranowie nie przypuszczają, że widzą córkę po raz ostatni. Tu ślad po Alicji się urywa. Beata bezskutecznie czekała na koleżankę, która nie przybyła na resztę pobytu w Łebie. Kiedy rezerwacja się skończyła Beata, zła na koleżankę, wyjechała z Łeby i po powrocie do domu zadzwoniła do państwa Baranów. Telefon odebrał pan Adam. Kiedy usłyszał od koleżanki córki, że ta nie przyjechała do Łeby, to, jak opowiadał mediom, kolana ugięły się pod nim. Zaginięcie Alicji zgłoszono jeszcze tego samego dnia na komisariacie policji w Trzebnicy a niedługo potem rodzice zaginionej dziewczyny udali się do Łeby. Poszukiwania Alicji trwała bezskutecznie prawie miesiąc. Na początku nie wiadomo było czy dotarła ona w ogóle na Pomorze. Jak się okazało w toku śledztwa wsiadła do pociągu ekspresowego 3502 „Małopolska” relacji Przemyśl Główny – Gdynia Główna. Na stacji Tczew miała przesiąść się na pociąg pośpieszny 58109 „Gryf” relacji Tczew – Szczecin Główny. Dotarła do Lęborka (godzina 18.15), skąd miała mieć ostatnią przesiadkę na pociąg osobowy o numerze 66429 do Łeby. Autor bloga „Bez przedawnienia” Hubert R. Kordos pisze: „Nie wiadomo w jaki sposób nastolatka dotarła aż nad morze. W toku postępowania przygotowawczego ustalono, że kierownik pociągu „Gryf”, kursującego na relacji Tczew – Szczecin Główny, w dniu 19 sierpnia 1997 r. kontrolował bilet młodej dziewczynie w okularach. Po okazaniu mu zdjęcia, rozpoznał Alę jako tą dziewczynę. Dodał jednak, że okazała mu legitymację studencką. Nie wiadomo więc, czy rzeczywiście to Alicja podróżowała „Gryfem” tego dnia. Co więcej, jak wynika z policyjnych ustaleń, ekspres z Przemyśla dotarł do stacji Tczew później, niż nastąpił odjazd „Gryfa”. Z drugiej jednak strony, z rozkładów jazdy, które analizowałem przygotowując niniejszy artykuł, ustaliłem, że ekspres z Przemyśla miał pojawić się w Tczewie o 16:13 lub 16:24, a „Gryf” wyjeżdżał planowo z tego miasta o 16:45. Gdyby Ala wsiadła do tego pociągu, o 18:15 powinna pojawić się na lęborskim dworcu. Czy rzeczywiście konduktor rozmawiał wtedy z Alicją? Być może dziewczyna wyruszyła już z Przemyśla autostopem? Na te pytania już nigdy nie poznamy odpowiedzi”. Najpewniej Alicja dotarła „Gryfem” do Lęborka. Patrząc na rozkład jazdy i widząc, że ostatni pociąg do Łeby odjeżdża 19.45 a w stacji docelowej ma być dopiero o 20.52 zapewne postanowiła udać się na dworzec PKS. Tam też nie było dogodnego połączenia z nadmorskim kurortem. Postanowiła udać się na rogatki miasta, gdzie liczyła na złapanie stopa w kierunku Łeby. Tak mówią świadkowie, którzy widzieli jako ostatni żywą Alicję. Reszta jest tylko domysłem policji i śledczych. Nagie ciało dziewczyny odnaleziono prawie miesiąc po zgłoszeniu jej zaginięcia. Było w zawansowanym procesie rozkładu, a przy nim nie znaleziono charakterystycznych przedmiotów w tym plecaka kupionego w Anglii. Znaleziono jedynie but na lewej nodze, skarpetki i łańcuszek z delfinem. Badania antropologiczne wykazały, że zwłoki należały do dziewczyny w wieku 15-30 lat, ze wskazaniem na dolną granicę wieku. „W toku sekcji nie udało się ustalić bezsprzecznie mechanizmu oraz przyczyny zgonu, przyjęto jednak, że nastąpił on wskutek obrażeń kości czaszki” – pisze Hubert R. Kordos. Ustalono na pewno, że zwłoki znalezione w kompleksie leśnym w miejscowości Stęknica położonym przy torach linii kolejowej Lębork – Łeba należą do Alicji Baran. Na tym sprawa się nie skończyła. Na początku października 1997 roku w hotelu w Nowym Dworze nieopodal Trzebnicy zatrzymał się mężczyzna. Spędził jedną noc, a następnego dnia wyjechał. Według obsługi hotelu dziwnie się zachowywał. Kiedy obsługa poszła posprzątać pokój w, którym gość nocował znalazła „Dziennik Bałtycki”. Gazeta ukazuje się wyłącznie na Pomorzu. Otwarta była na stronie, gdzie opisywano historię zbrodni dokonanej na Alicji Baran. Mężczyzny nie udało się przesłuchać. Zginął w wypadku samochodowym pod Płockiem tego samego dnia. Okazało się potem, że pochodził on spod Lęborka. Niedługo potem do lęborskiej policji zgłasza się świadek z informacją, że będąc w jednym z tamtejszych barów usłyszał rozmowę, podczas której jeden z mężczyzn przechwalał się zamordowaniem dziewczyny. Świadek sugerował, że może to dotyczyć zamordowanej Alicji Baran. Sporządzono portret pamięciowy. Do dziś nikt nie zidentyfikował tego człowieka. Co ciekawe dwaj pracownicy wykonujący prace przy torach linii Lębork – Łeba odnaleźli porzucone rzeczy, które jak się potem okazało należały do zamordowanej. Pracownicy zakopali te rzeczy. Przesłuchiwani nie pamiętali jednak okoliczności i nie mogli wskazać policja miejsca ukrycia. W grudniowym wydaniu MK „997” w 1997 roku Michał Fajbusiewicz prezentował sprawę zabójstwa Alicji Baran. Ponownie do niej wrócił w pierwszym wydaniu „997” w roku 2001 prezentując portret pamięciowy mężczyzny z baru. Obecnie, kiedy internet jest już powszechny a na YouTube są prezentowane podcasty o tematyce kryminalnej sprawa zabójstwa trzebniczanki sprzed lat odżyła na nowo. Co istotne autorzy przypominają nie tylko o losie Alicji, ale także w co była ubrana i co posiadała przy sobie w dniu 19 sierpnia. Dziś Alicja miała by czterdzieści sześć lat. Niestety nie doczekała dorosłości, być może spotkała swojego oprawcę w drodze do Łeby, gdzie czekała na nią koleżanka. Takie były ostatnie wakacje Alicji z Trzebnicy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca

Ach te lata 90.!