Donald Trump – spodziewany szok
Była sobie Marlene Bradford, miała dwie córki Abby i Natalie. Była reprezentantką amerykańskiej klasy średniej żyjącej w pięknym domu na przedmieściach Filadelfii. Niestety przyszła choroba męża, wszystkie pieniądze poszły na jego leczenie. A jako, że system opieki zdrowotnej w Stanach nie należy do tanich, pieniądze na leczenie chorego męża pochłonęły także wartość domu. Po śmierci męża Marlena została z córkami bez dachu nad głową a ich domem był odtąd samochód. Marlena pracowała przy kasie w jednym z filadelfijskich sklepów. Pieniądze ledwie wystarczały na utrzymanie. Kobieta mówiła sobie i córką, że lada dzień coś wynajmie i nie będą musiały mieszkać w samochodzie. Bezdomność trwała i trwała. Chociaż ta historia to scenariusz jednego z odcinków (odcinek 18, sezon 4) popularnego sprzed lat serialu „Dowody zbrodni”, to takich scenariuszy życia zwykłych Amerykanów jest mnóstwo. Chcąc uniknąć takiego losu jak Marlena Bradford spora część amerykańskiego społeczeństwa postanowiła zagłosować 5 listopada na Donalda Trumpa. Na zwycięstwo kandydata republikanów złożyli się kolejni prezydenci, kongresmeni i senatorowie. Gwiazdki show biznesu również mogą sobie bić brawo za tak wątpliwy sukces. Przez lata kreowali nierealny wizerunek Stanów Zjednoczonych, a dziś muszą mierzyć się m.in. z krytyką fałszowania rzeczywistości. Zwycięstwo mizogina z Nowego Jorku, miłośnika dyktatorów niszczy na dekady wizerunek kraju uchodzącego za ostoje demokracji i liberalizmu. Obecna sytuacja to wyzwanie dla amerykańskich liberalnych elit. Jak wytłumaczyć drugie zwycięstwo Trumpa i pozostać przy swojej narracji o amerykańskim snie? Jest to niewykonalne, co widać po komentarzach za wielką wodą. Sukces wyborcze republikanów, którzy skręcili po 2008 roku bardziej na prawo, jest konsekwencją rosnących nierówności społecznych. Niechęć Amerykanów do waszyngtońskich elit rosła od szesnastu lat, czyli od kryzysu gospodarczego. Nie zahamowało tego procesu zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2020 roku Joe Bidena. Donald Trump czekał na swoją chwilę zmierzając konsekwentnie ku zwycięstwu. Liberalni demokracji na zachodzie przechodzą obecnie do narracji prawicowych populistów celem ratowania resztki systemu demokratycznego i władzy jaką jeszcze posiadają. Nie różnią się w antyludzkiej postawie od faszystów, przykładem jest ich stosunek do uchodźców. Sami doprowadzili do nierówności ekonomicznych w swoich krajach, które po latach wprowadziły partie skrajnieprawicowe do tamtejszych parlamentów. Mogą sobie podziękować za lata uporczywego tkwienia w przeświadczeniu, że wolny runek oraz demokracja trwać będą wiecznie. Demokracja jak widać na przykładzie Polski, Węgier, Słowacji miała i ma się źle, ale biznes ma się dobrze. Za Trumpa bogatsi Amerykanie będą mieli lepiej, biedniejsi jeszcze gorzej. Stary i zarazem nowy prezydent będzie realizował plan szczucia jednych przeciw drugim Amerykanom. Kryminalizacja osób o innej orientacji seksualnej, kolorze skóry i wyznawanej religii będzie postępowała. W ten sposób nowa administracja w Białym Domu będzie kreowała wrogów, odciągając uwagę społeczeństwa od prawdziwych problemów. Kilka ogromnych pożarów lasów, powodzi, tornad i susz a kraj będzie przypominał poziomem życia kraje Ameryki Łacińskiej. Kiedy pojawi się bunt ze strony społeczeństwa przeciw nieudolnym rządom Trumpa i jego ludzi władza odgrodzi się jeszcze bardziej kordonem policji i wojska. Wtedy zobaczymy ostateczne zejście demokracji wydaniu amerykańskim. Trump będzie z łatwością demolował instytucje państwowe zdumiewając intelektualistów i publicystów. Nie chciano słuchać ludzi przed laty krytykujących globalizm, a teraz trudno przyjąć do wiadomości, że będziemy mieli dyktatorów u steru w większości państw zachodnich. Słaba edukacja, źle opłacani nauczyciele, niedoinwestowana służba zdrowia, powszechna bieda, brak pieniędzy na podstawowe rzeczy pozwalające przeżyć do następnego dnia, marna praca i płaca. To rzeczywistość nie tylko Stanów Zjednoczonych. Trump z tym nie chce i nie będzie się mierzyć. Będzie za to więcej przywilej dla bogatych, dewastacja środowiska naturalnego i ograniczania swobód obywatelskich. Co za ironia! Stany jawiły się dotąd jako kraj ludzi młodych i dynamicznych. A krajem będzie rządził stary 78-letni dziad z poglądami pochodzącymi z odległej przeszłości, który zastąpi na urzędzie prezydenta innego dziadka. O to kwintesencja świata w który kazano nam wierzyć.
Komentarze
Prześlij komentarz