Miasta i wsie widma szansą dla młodych
Anachów przysiółek wsi Kazimierz położona w województwie opolskim (powiat prudnicki, gmina Głogówek). Blisko tu do Czech, do Prudnika ok. 28 km a do Głogówka 10 km, nie prowadzi tu żadna asfaltowa droga. Opuszczony Anachów przypomina swoim wyglądem scenografię z filmu katastroficznego. Świetny plener do robienia tego typu filmów. Zawalone i opustoszałe (wcześniej rozkradzione) domy a pośrodku wyschnięta studnia głębinowa. Wszystko porośnięte drzewami ruiny dawnego życia. Ta opolska wieś wyludniła się lata temu. O końcu wsi zdecydowała peryferyjność i brak kanalizacji. Obecnie penetrowana jest przez poszukiwaczy duchów, którzy przyjeżdżają tu z całej Polski. Ponoć ma tu dochodzić do zjawisk paranormalnych. Na pewno na terenie powiatu prudnickiego, w całej Opolszczyźnie i Polsce dochodzi do zjawisk demograficznych nazywanych szumnie przez niektórych dziennikarzy katastrofą. Lokalne władze robią na ten temat kolejne konferencje z których nie wynika nic dla mieszkańców. Jednym z rozwiązań mającym na celu zatrzymanie postępującego spadku liczby ludności jest projekt „Smart Village”, czyli inicjatywa, która ma zachęcić mieszkańców miast do zamieszkania na wsi. Odbyła się niedawno na ten temat konferencja na zamku w Mosznie (na Opolszczyźnie) z udziałem władz lokalnych i przedstawicieli władz centralnych. Czym jest projekt „Smart Village”? Przede wszystkim stawiane są w nim kwestie wzmocnienia usług publicznych (np. służba zdrowia, edukacja), zwiększenie komfortu życia i stworzenie nowych możliwości dla mieszkańców. „Smart Village” to także zielona energia i ochrona środowiska. Zwraca się uwagę również na rentowność gospodarki na obszarach wiejskich i wzmocnienie innowacyjności. Problem w tym, że są to ogólniki jakie przez 35 lat mogliśmy usłyszeć od polityków i ekonomistów. Brak pracy np. w Opolu i innych miastach regionu promieniuje na całą społeczność województwa. To samo mamy w świętokrzyskim, lubuskim czy Warmii i Mazurach. Starzenie się społeczeństwa przy jednoczesnym spadku liczby urodzeń wcale nie oznacza tragedii. Wręcz przeciwnie jest szansą dla młodego pokolenia, które może żyć w mniej toksycznych warunkach od swoich rodziców i dziadków. Niech przykładem będą takie wsie jak wspomniany Anachów. Nie ma tam już mieszkańców, ale odrodził się tam ekosystem, zaczęły tam rosnąc drzewa, natura upomniała się w takich miejscach o swoje. Jedynie kogo martwi owa katastrofa to tych, co żyją z lokalnej polityki oraz przedsiębiorców. Nie ma co im poświęcać uwagi, ale już pomstują na młodych, że nie chcą żyć tak jak ich rówieśnicy sprzed 30 czy 20 lat. Tym lepiej! Młodych trudniej podporządkować idei może słabo płacą ale ważne, że jest praca. Będą mieli możliwość mieszkać tam, gdzie chcą a nie tam gdzie muszą. Deweloperom na razie jest dobrze. Sprzedają swoje mikrokawalerki za bajońskie sumy, alarmistyczne raporty pisane przez ich popleczników dziennikarzy i ekspertów zbywają uśmiechem. Ogromne zysk z nieruchomości jakie mają daje im poczucie bezpieczeństwa. Oni rzadko zabierają głos w temacie demografii. Prawica z jednej strony mówi o „końcu narodu”, z drugiej mówi o potrzebie mniejszej liczby pracowników. Państwo ma być wspólnotą narodowych fobii wobec reszty świata a nie wsparciem dla najsłabszych. Widać dobrze jak politycy, dziennikarze i publicyści mają problem z opowiedzeniem nam o spadku liczby ludności. Winy nie szukają w systemie, ale w innych, szczególnie w kobietach. Donald Tusk, Janusz Majcherek (dziennikarz „Gazety Wyborczej”) mówią w podobnym języku, co Krzysztof Bosak i Jarosław Kaczyński. Może z tą różnicą, że Tusk i Majcherek nie mówią „o dawaniu w szyję”. Póki wsie takie jak Anachów stanowią na terenie kraju rzadki przypadek, politycy będą wierzyli, że niekorzystny trend da się zatrzymać. Oj nie da i na zmianę pod tym względem się nie zanosi. Im bardziej politycy będą mówić o potrzebie posiadania więcej niż jednego dziecka, tym bardziej dzietność w Polsce będzie spadać. Pojawiła się ostatnio sztuczna inteligencja mogąca zabrać pracę sporej części osób wieku produkcyjnym. Trudno będzie samemu się utrzymać a co dopiero mówić o posiadaniu jednego dziecka lub więcej. Cała debata o demografii skończy się niczym a to od młodych zależy jak będą kształtować miejsca w których spędzą resztę życia. Jest szansa, że rozczarowani prawicą, która niczego w ich życiu nie zmieni na lepsze, sami będą decydować razem o sobie jako wspólnota równych ludzi.
Komentarze
Prześlij komentarz