To winni oni, a nie my!

Kiedy Liga Polskich Rodzin zdobywa 7,87% głosów a tym samym wprowadziła 38 posłów do Sejmu nastąpił koniec marginalizacji środowisk skrajnieprawicowych. Trudno było już udawać, że politycy o poglądach faszystowskich nigdy nie wejdą do głównego nurtu debaty publicznej. Są już prawie 25 lat i będą a zasługi w tym mają (i to nie małe) byli i obecni politycy. Także intelektualiści, profesorowie i doktorzy położyli podwaliny pod późniejsze sukcesy neonazistów malując w mediach rzeczywistość wyłącznie w kolorowych barwach. Rok 2001 przyniósł zaskoczenie dla medialnego salonu. Piotr Najsztub i Jacek Żakowski prowadzący wówczas program w TVP 1 „Tok Szok” wskazywali na marginalne znaczenie środowisk narodowych przed ich zjednoczeniem pod wspólnym szyldem LPR-u w maju 2001 roku. Janina Paradowska związana z tygodnikiem „Polityka” nie kryła zdziwienia sukcesem polskich nacjonalistów. Całe odrealnione od rzeczywistości dziennikarskie towarzystwo nie zauważyło, że po dwunastu latach społeczeństwo wystawiło państwu i politykom czerwoną kartkę za lata transformacji. Nacjonalistom udało się odnieść sukces niedługo po zjednoczeniu, wraz z Samoobroną zyskali pogardliwe miano partii protestu. Niechęć do Unii Europejskiej, straszenie wykupu polskiej ziemi przez obcokrajowców (szczególnie Niemców), strach przed kapitałem zagranicznym i kwestie kulturowe charakteryzowały wówczas środowiska nacjonalistyczne. Co ciekawe w następnych latach media i liberałowie zaakceptowali polityków LPR-u niż Samoobrony. Przed ponad dwoma dekadami sądzili, że obie partie będą marginalizowane przez fakt wejścia Polski do UE (2004 rok) i korzyści jakie ono przyniesie. Nic z tego, oni zostali a system się nie zmienił. Było tylko gorzej, nierówności ekonomiczne rosły między ludźmi, wsiami, mniejszymi miastami a dużymi aglomeracjami. Emigracja, migracja do dużych miast i spadek liczby urodzeń zrobiły swoje. Postępujące odcinanie ostrym cięciem prowincji od komunikacji publicznej (PKS i PKP) powodowało, że nacjonalistom tylko rosło. PiS przejął bez problemu elektor po upadającym SLD, tracącym wpływy na wsiach PSL-u, tracącym poparcie LPR i Samoobrony, budując znaną nam do dziś narrację polityczno-społeczną o zabarwieniu coraz bardziej brunatnym. Większość polityków o poglądach nacjonalistycznych nie tylko nie zniknęło z życia publicznego po 2007 roku, pojawili się nowi urodzeni już po 1980 roku. Jarosław Kaczyński stworzył obóz polityczny, który do niedawna jeszcze łączył wszystkie środowiska prawicowe. Tylko liberałowie cały czas wierzyli w koniec historii. On nie nadszedł. Kiedy PiS utracił władzę na jesieni 2007 roku a PO w koalicji PSL budowali konserwatywno-liberalny świat nawet nie przypuszczali, że za trzy lata środowiska nacjonalistyczne zaczną przejmować 11 listopada i na tym się nie skończy. Przełomowy dla polskich nacjonalistów okazał się rok 2011, kiedy środowiska liberalne i pseudolewicowe zorganizowały „Kolorową Niepodległą”. Miał być to protest przeciwko Marszowi Niepodległości organizowanemu już drugi rok przez nacjonalistów. Antyfaszyści i antyfaszystki wzięły na siebie fizyczną konfrontację z naziolami i policją na pierwszej linii oporu, a salonowi aktywiści uciekli do kolorowego protestu a potem jak gdyby nigdy nic wzięli udział w koncercie przez siebie organizowanym. W następnych dniach po nieudanej „Kolorowej niepodległej” krytykowali antyfaszystów za radykalizm zrównując ich z nacjonalistami. Była to typowa spychologia, odwrócenie uwagi od pasywnej reakcji liberałów na wzrost znaczenia nacjonalistów w życiu publicznym. Od 2012 roku anarchiści, anarchistki organizowały własny marsz antyfaszystowski tuż przed dniem 11 listopada a po kilku latach w sam Dzień Niepodległości. Przez kolejne lata koalicjanci PO-PSL nie zauważali wzrostu poparcia dla partii opozycyjnej. Przegrana w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego z Andrzejem Dudą w maju 2015 roku, a potem na jesieni tego samego roku wyborów parlamentarnych dotychczasowej koalicji rządowej obnażyło słabość liberałów i pseudolewicy. Przez cztery lata swoich drugich rządów ekipa Donalda Tuska nie tylko nie zapobiegła wzrostowi nierówności społecznych, co pogłębiła je jeszcze bardziej. Skorzystał z tego PiS budując wizerunek partii sprawczej przed wyborami i po wygraniu np. wprowadzając program „500+” i rewaloryzując emerytury. Sukces prawicy przed dekadą był także konsekwencją zawłaszczania przestrzeni i dyskusji publicznej przez nacjonalistyczną narrację historyczną. Narzucenie kultu tzw. żołnierzy wyklętych opinii publicznej było największym sukcesem nacjonalistów oprócz przejęcia przez nich Dnia Niepodległości. Dzięki inicjatywie w 2010 roku ówczesnego prezesa IPN Janusza Kurtyki i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, mającej na celu ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, mamy dziś za „bohaterów” bandytów od m.in. Romualda Rajsa „Burego” czy Józefa Kurasia „Ognia”. Partyzanci od nich dokonywali pacyfikacji wsi, atakując cywilów i mniejszości narodowe. Nie unikano z ich strony morderstw na tle antysemickim. Mimo dowodów oraz istniejących dokumentów obciążających część tzw. wyklętych prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o 1 marca jako dniu „Żołnierzy Wyklętych”. Wcześniej koalicja PO-PSL razem z opozycją zagłosowały w sejmie za ustawą wprowadzającą ten dzień. Nie było tu mowy o przypadku, ale celowym działaniu sił demokratycznych chcących się przypodobać konserwatywnemu elektoratowi. Był to czas kiedy PO-PSL nic nie zagrażało a sondaże dawały im przewagę nad opozycyjnym. Postawa Donalda Tuska czy Władysława Kosiniaka-Kamysza wynikały z czystego partykularyzmu, krótkowzroczności cechującą ich oraz osoby z ich obozów politycznych do dziś. Od 2010 roku polityka rządu Donalda Tuska wobec środowisk nacjonalistyczny wyrażała się m.in. akceptacją corocznych Marszów Niepodległości, co umożliwiło im zakorzenienie się w sferze publicznej. Już przed dojściem do władzy PiS-u liberałowie środek debaty przesuwali w stronę nacjonalizmu. Po 2023 roku nastąpiła kontynuacja. Sukcesy Konfederacji i partii Grzegorza Brauna wzięły się z traktowania po 1989 roku przez media i polityków środowisk nacjonalistycznych jako wyłącznie marginesu niezagrażającego nikomu. Na refleksje i analizy dla czego tak się stało jest już za późno. Najlepiej jest udawać, że to nie my a inni (lewacy) przyczynili się do sukcesu skrajnejprawicy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach te lata 90.!

Kamilka z „upiornego” domu

Pan i władca